Бесплатно

Wigilia

Текст
iOSAndroidWindows Phone
Куда отправить ссылку на приложение?
Не закрывайте это окно, пока не введёте код в мобильном устройстве
ПовторитьСсылка отправлена
Отметить прочитанной
Шрифт:Меньше АаБольше Аа

– Basta, moja panno!

Uważając ten wykrzyknik za hasło do odejścia, trąciłem Wigilię. Ukłoniliśmy się gospodarzom, wzięliśmy jeszcze po trojaku i po kawałku strucli (którą w prywatnym lokalu moim można widzieć) i wyszliśmy, błogosławiąc domowi.

Gdy byliśmy już w końcu podwórza, doleciał nas basowy głos pana Wojciecha, który zaintonował:

 
„Panna porodziła maleńkie Dzieciątko,
W żłobie położyła małe Pacholątko…”
 

kobiety dodały:

 
Funda, funda, funda!…/ Tota risibunda16,
Hej, kolęda, kolęda!…”
 

W egzekucji17 ostatniego trójwiersza wzięły już udział wszystkie basy męskie, przedęte soprany żeńskie i dyszkanty18 nijakie, tworząc przeraźliwy koncert na temat dość niewyraźnego oberka. Wigilia rozochociła się, a nie mogąc z powodu mojej nieumiejętności wywijać ze mną, porwała jakiegoś kalekę na szczudłach z takim entuzjazmem, że oboje o mały włos nie dostali się pod przejeżdżające sanki.

*

Jeżeli, droga czytelniczko, chcesz poznać jednego z najzapamiętalszych wielbicieli płci pięknej, jacy egzystowali na świecie, to uważnie przypatruj się wszystkim safandułom19, chodzącym w nietrzepanych futrach. Jeżeli zaś u którego z tych panów spostrzeżesz kołnierz odłażący od szuby, wówczas ciesz się i bądź dumna, albowiem owym panem – ja jestem!

Pókiśmy, jak zwykli śmiertelnicy, chodzili z Wigilią po ziemi, kołnierz mój był cały; naderwał się dopiero wówczas, gdy szanowna dama, pochwyciwszy mnie w sposób tak bezceremonialny, jak pustą konewkę, siadła na zabawkę, przypominającą narzędzia doktora medycyny, i wzbiła się w powietrze.

Ręką ani nogą nie mogłem ruszyć, gdyśmy przez dymnik20 wjechali na strych zgrzybiałej czteropiętrowej kamienicy. Jakże tu zimno i pusto! Para nadgniłych sznurów, na nich kilka szmat wątpliwego koloru, w kącie paka, zapełniona skorupami garnków i butelek, pod kominem najeżony kot, który zdawał się chuchać w palce, a w jednej ścianie małe, pozalepiane papierem drzwi, za którymi ktoś chodził, siadał czy też kładł się i kiedy niekiedy kaszlał.

Gdy przez nadpróchniałą poręcz spojrzałem na dół, dostrzegłem słabe światełko w takiej głębi, że mi przyszła na myśl owa od spodu do szczytu okseftami21 zapełniona Bernardyńska piwnica, w którą kamień rzucony na Boże Narodzenie, leci aż do Wielkiej Nocy. Światełko chwiało się w sposób arcydwuznaczny, chybotaniu zaś towarzyszyły takie szmery, jakby ktoś z wielkim trudem wstępował o trzy schody w górę, a następnie z wielką łatwością opadał o dwa na dół.

Cień niosący światło przeszedł w ten sposób drugie, trzecie i czwarte piętro, zatrzymując się za każdym razem i głośno ziewając:

– A-u!…

Gdy wstąpił na drabinę, prowadzącą z czwartego piętra na nasz stryszek, zachwiał się jeszcze bardziej i byłby niezawodnie przez parter zajechał na Powązki, gdyby go za kark nie pochwyciła silna ręka Wigilii.

Pod czarodziejskim wpływem tego dotknięcia ziewający człowiek stanął równymi nogami na naszym poziomie, wyprostował się i mruknął:

– Hej, kolęda! kolęda!

Był to mężczyzna już szpakowaty, w starym kożuchu. Zamiast czapki zdawał się mieć bardzo żwawo pokudłane włosy, świeżą kresę na prawej stronie pałkowatego nosa i jeszcze świeższe ślady czterech palców na lewym policzku. W prawej ręce niósł brudną latarkę, w lewej dwojaczki i bułkę pod pachą.

Jestem pewien, że gdyby wyziewy spirytualne miały własność układania się w formę obłoków, nasz nowy przyjaciel byłby w tej chwili podobny do podstarzałego cherubina, któremu ktoś życzliwy okrutnie wygarbował skórę.

Na krzyk: „Hej, kolęda! kolęda!” i odgłosy niepewnego stąpania, wyklejone papierem drzwi uchyliły się, i ujrzałem w nich wychudłą twarz młodzieńczą, wśród której iskrzyły się zapadłe i dziwnym wyrazem ożywione oczy.

– Kto tam?…

– Jo!… Antoni, strus,… przyjsetem…

Z tymi słowy mężczyzna w kożuchu uderzył głową o niską futrynę i wszedł do izby.

Stare, wąskie, na żółto pomalowane i okrutnie pomiętoszone łóżko z Pociejowa, dzban bez ucha, lampa z przypalonym papierowym kloszem na okrągłym stoliku, wielkości dużego czworaka, nareszcie cały stos papierów i książek – oto umeblowanie izby, którą w dzień miało oświecać małe kwadratowe okienko, a teraz ogrzewa żelazny piecyk.

– Ehe he!… – zaczął stróż. – To pan niby całą odwieczerz nie wychodził z doma?

– Nie – odpowiedział krótko młody gospodarz.

– Jo tu… zeby tak z pozwoleniem łaski pański… bo tu przyniósłem… Je tu trocha grusek, a tu kapusta, a w kapuście płotka. Wsadziłem ją bestyje do góry ogonem, zeby świata nie widziała. Tyz i placek je…

Gospodarz chwilę pomyślał, i biorąc podawane efekta, wyszeptał:

– Dziękuję… Bóg wam zapłać… może kiedyś…

– I, co tom!… Ale gdzie jo tu łyżkę podzionem?… Tu nima i tu nima?… Ho! ho! dyć22 siedzi, siedzi za cholewą, ondzie…

Mizerny młodzieniec wziął łyżkę, usiadł na krawędzi pościeli i począł jeść żarłocznie.

– Taki tu ziąb, a pan chodzi bez nicego.

– Gorąco mi – odparł gospodarz i zakaszlał.

– To tak panu bez te piersi i bez te goroncke… Jobym jedno tyło lekarstwo broł: słoninę i wódkę. Sprawiedliwie!

Młodzieniec jadł.

– Ale wódkę cystą, jak oko! Bo to, panie, Zydy mi dzisia dały jazambówki, co panie musioł w ni być witriol23… sprawiedliwie!

Chory jadł, odkładając wówczas tylko łyżkę, gdy kaszlał.

– Pedom panu, ino com wypił drobinkę, jak mnie panie nie weźmie, jak mnie panie nie rzuci… Tylom co zased do sieni, jak mnie drugi raz nie weźmie, jak drugi raz nie ciśnie, a tu ci panie jak moja baba nie wypadnie, jak ci mnie nie weźmie motać… Eh panie! od samego ożenku nie dogodziła ci mi tak, jak dzisia! Sprawiedliwie…

Młodzieniec zjadł, postawił dwójniaki24 na podłodze, oparł głowę o ścianę i obnażoną, zapadłą pierś okrył kołdrą, która niegdyś musiała mieć zapewne kolor.

16Funda, funda, funda! Tota risibunda (łac.) – wydawajcie z siebie same radosne [dźwięki]. [przypis edytorski]
17egzekucja (z łac.) – wykonanie. [przypis edytorski]
18dyszkant – wysoki głos chłopięcy. [przypis edytorski]
19safanduła – osoba niezaradna i pozbawiona energii. [przypis edytorski]
20dymnik – niewielkie okienko w dachu. [przypis edytorski]
21okseft (daw.) – miara pojemności cieczy a. rodzaj naczynia. [przypis edytorski]
22dyć (gw.) – przecież. [przypis edytorski]
23witriol – kwas siarkowy. [przypis edytorski]
24dwójniaki – połączone ze sobą naczynia. [przypis edytorski]

Другие книги автора

Купите 3 книги одновременно и выберите четвёртую в подарок!

Чтобы воспользоваться акцией, добавьте нужные книги в корзину. Сделать это можно на странице каждой книги, либо в общем списке:

  1. Нажмите на многоточие
    рядом с книгой
  2. Выберите пункт
    «Добавить в корзину»