Бесплатно

Wigilia

Текст
iOSAndroidWindows Phone
Куда отправить ссылку на приложение?
Не закрывайте это окно, пока не введёте код в мобильном устройстве
ПовторитьСсылка отправлена
Отметить прочитанной
Шрифт:Меньше АаБольше Аа

Na środku pokoju stół nakryty białym, nieco przykrótkim obrusem, obok – krzesła: jedno wyściełane, drugie drewniane i prosty stołek. Tapczan w jednym kącie, dziecinne, niegdyś politurowane łóżeczko z kratami w drugim, między nimi drzwi do alkierza7 i – oto wszystko.

W mieszkaniu trzy osoby: starzec ślepy, jakaś wybladła kobieta i dziecko w żałobie.

– Ojczulku, już gwiazdy wzeszły, siadajmy! – zaczęła kobieta.

– A cóż nam imość dasz dzisiaj? – spytał stary.

– Jest, dziadziu, barszcz, jest, dziadziu, śledź, i są, dziadziu, kluski – odpowiedziało dziecko.

– Ho! ho!… bal!…

Tymczasem kobieta podała opłatki; łamali się i całowali.

– Ojczulku – rzekła znowu starsza – oto szalik na gwiazdkę, będzie ojczulkowi cieplej.

– A ja dziadziowi dam ołówek tabaki…

– Dziecino ty moja, Haniu serdeczna! – zawołał starzec, szukając rękami głowy dziewczynki – ja tabaki nie zażywałem, żeby tobie tę ot lalunię kupić, a ty mnie znowu tabakę dajesz, pewno z bułeczek twoich?…

I wydobył z za pazuchy kilkogroszową lalkę w różowej sukni.

– Jaka śliczna! – zawołało dziecko.

– A tobie, Kasiuniu, także szalik kupiłem… Ładny?

I podał kobiecie chustkę włóczkową.

– Czerwona, ojczulku…

– Bodaj tych Żydów! – mruknął stary. – Mówili, że czarna…

Zakołatano we drzwi.

– Prosimy! a kto tam?…

Na progu ukazał się tęgo zbudowany facet w kożuchu.

– To ja, sąsiad… (bodaj mnie roztratowali!…) Niech będzie pochwalony…

– Pan Wojciech! – zawołała kobieta. – Na wieki wieków…

– Podaj opłatki, Haniu – rzekł starzec, wyciągając ręce.

– Bo ja tu, z przeproszeniem, przyszedłem państwa prosić do nas na wilię. Stara, panie, Zosia i reszta (bodaj mi oś pękła na środku drogi) wszyscy hurmem proszą. Ot, co jest!

Przy tych słowach mówca plunął przez zęby.

– A panie Wojciechu, jakżebyśmy też śmieli panu robić subiekcję8?…

– Nic z tego (bodajem onosaciał9!) Nie odejdę bez państwa…

– Zawsze w domu… – mówiła nieśmiało kobieta.

– A cóż to w domu? czy tu państwa kto na kantarze10 trzyma (bodajem Żydom wodę woził!…), czy co?

Niepodobna11 było opierać się dłużej tak kordialnym12 prośbom; wziął więc starzec córkę pod rękę, wnuczkę za rękę, i wyszli.

Cała kawalkada zetknęła się z nami na podwórzu.

– Niech was Bóg błogosławi! – zawołała Wigilia.

– Panie Boże zapłać! – odparł pan Wojciech, pilnie się nam przypatrując. – Biedactwo jakieś – dodał po chwili.

– Chodźcież i wy z nami (bodaj mnie rozjechało!), a pokrzepicie się trochę.

Poszła Wigilia z nieukrywaną radością, a ja za nią z rozpaczą w sercu; zaprosiny te bowiem diabelnie zachwiały wiarę, jaką dotychczas pokładałem w moim futrze i czapce.

Ledwieśmy weszli, tłum nas otoczył.

– A co? – wołał triumfujący pan Wojciech. – Mówiłem (bodajem z piekła nie wyjrzał!), że państwo nie pogardzą nami.

– Hania! Hania!… – piszczały większe i mniejsze dzieci.

– Haniu! ja dla ciebie schowałem złocone orzechy…

– A ja konia…

– Haniu!… a ja…

– Stańcie sobie ludzie kochani przy progu – zwróciła się do nas pani Wojciechowa, dama z czerwonym nosem i zapadłymi policzkami.

– A to jest, proszę państwa – mówił Wojciech do gości – to jest pan Władysław…

– Władysław Dratewka! – rekomendował się starannie uczesany młodzieniec, w jasnym żakiecie i palonych butach.

– Absztyfikant13 do mojej Zośki – dodał Wojciech.

Okrąglutka osoba, nazwana Zosią, zaczerwieniła się jak ćwikła. – Niech państwo będą łaskawe siadać – prosiła gospodyni.

Gdy starsi zajęli miejsca, a chmara dzieci przyczepiła się też do stołu, pan Wojciech zaczął:

– Pobłogosław, Panie Boże, nas i te dary…

– No, mamuniu!… Stach wszystkie uszy z mego barszczu zabiera…

– Cicho, Franek, bo cię palnę!… Pobłogosław, Panie Boże…

– Wanda! nie pchaj się – wrzasnęło drugie dziecko.

Z wielkim trudem udało się panu Wojciechowi dokończyć zaczętą modlitwę, po poprzednim wytarganiu kilku czupryn. Poczęto jeść, dano i nam, dano też i psu kudłatemu, który ze zwieszonym ogonem a podniesionym uchem pilnie przypatrywał się stołowi.

– Jaka to szkoda – mówił świetny konkurent Władysław – że mnie majster wcześnie nie puścił.

– A bo co? – spytała panna Zofia.

– A bo bym pannie dopiero maku utarł… ech!…

– Panby nawet nie spotrafił.

– Mogiem żara szpróbować – odparł w każdej chwili gotowy do uprzejmych usług kawaler.

– Widzi mamunia, ten Stach…

– Cicho, wywłoki! – huknął gospodarz.

Przy końcu kolacji, którą oporządzono w sposób godny uwagi, pan Wojciech plunął na środek i zabrał głos:

– Na świecie coraz gorzej, żeby mnie piorun trząsł! Nalej Zosiu, panu…

– Święta prawda – odpowiedział starzec.

– Za moich czasów, panie, choinki były takie, że by sam człowiek wlazł na nią, a dziś (bodaj się most pode mną załamał!), jak biczyska.

– W jednym względzie to jest gorzej, a w drugim to jeszt szto raży lepiej – upewniał pan Władysław.

– W żadnym lepiej…

– Czo tam pan Wojciech barłoży14!…

– W żadnym, powiadam, a kto mi tu będzie gadał inaczej…

– A chy! a chy!… a chy!.. – zakrztusiło się dziecko.

– Święta Panno! – zawołała Wojciechowa. – Franek się dławi…

– Pal go w kark!… Ot co jest!…

Gałązka Wojciechowego rodu została ocalona, ku wielkiej uciesze pana „Władyszława”, który upewnił wszystkich, że: „gdyby Frankowi ość wlazła w grzdykę, to byłoby ausz…”

– Powiadam panu, że złe czasy, najlepiej miarkować15 po koniach – zaczął gospodarz na nowo. – Ze dwadzieścia lat temu wypadała mi na każde dziecko para koni, potem tylko jeden, a teraz panie para na troje. Bodaj mi oś pękła, jeżeli szczekam!

– A co to panu Wojciechowi za krzywda?

– Zawdy para na troje – mówiłem!

Po tych słowach zamyślił się, plunął aż za piec i zawołał:

7alkierz – sypialnia. [przypis edytorski]
8subiekcja (daw.) – kłopot. [przypis edytorski]
9onosacieć – zapaść na nosaciznę, chorobę bydła. [przypis edytorski]
10kantar – uzda bez wędzidła, służąca do trzymania zwierzęcia na łańcuchu. [przypis edytorski]
11niepodobna (daw.) – nieprawdopodobne, niemożliwe. [przypis edytorski]
12kordialny (daw.) – serdeczny. [przypis edytorski]
13absztyfikant (pot.) – konkurent w znaczeniu: kandydat na narzeczonego. [przypis edytorski]
14barłożyć (daw.) – pleść bzdury. [przypis edytorski]
15miarkować (daw.) – dostrzec, zorientować się. [przypis edytorski]

Другие книги автора

Купите 3 книги одновременно и выберите четвёртую в подарок!

Чтобы воспользоваться акцией, добавьте нужные книги в корзину. Сделать это можно на странице каждой книги, либо в общем списке:

  1. Нажмите на многоточие
    рядом с книгой
  2. Выберите пункт
    «Добавить в корзину»