Бесплатно

W osiemdziesiąt dni dookoła świata

Текст
0
Отзывы
iOSAndroidWindows Phone
Куда отправить ссылку на приложение?
Не закрывайте это окно, пока не введёте код в мобильном устройстве
ПовторитьСсылка отправлена
Отметить прочитанной
Шрифт:Меньше АаБольше Аа

Rozdział XXVIII. Nad przepaścią

Pociąg, opuściwszy stację Odgen, skierował się na południe aż do rzeki Weber, przebiegłszy dziewięćset mil, licząc od San Francisco. Z tego punktu ruszył na zachód poprzez góry Wasatch.

Nazajutrz, 7 grudnia, zatrzymał się na stacji Green River. Śnieg z deszczem padał całą noc, lecz nie przeszkadzał biegowi pociągu. Obieżyświat niepokoił się nagromadzeniem śniegu na torach, co mogło spowodować opóźnienie pociągu.

– Też pomysł wybrać się w podróż w zimie! Nie lepiej było poczekać do lata, żeby mieć większe szanse wygrania zakładu?

W tym czasie, gdy poczciwiec był zajęty badaniem stanu nieba i obniżeniem temperatury, pani Aouda odczuwała obawy zupełnie innego rodzaju.

W Green River kilku pasażerów wyszło z wagonów i przechadzało się po peronie, oczekując odjazdu pociągu. Między nimi młoda kobieta poznała pułkownika Stampa, owego Amerykanina, który tak grubiańsko postąpił z Phileasem Foggiem podczas mityngu w San Francisco. Okoliczność ta żywo zaniepokoiła młodą kobietę. Pani Aouda przywiązywała się do człowieka, który, pomimo swego chłodnego temperamentu, dawał jej codziennie dowody życzliwości. Gdy pociąg ruszył, pani Aouda, korzystając z chwili snu pana Fogga, opowiedziała o swoim spostrzeżeniu Fixowi i Obieżyświatowi.

– Co, Stamp w pociągu?! – wykrzyknął Fix. – Niech się pani uspokoi. Zanim się rzuci na pana Fogga, będzie miał do czynienia ze mną, bo i ja mam z nim rachunek do załatwienia.

– I ja też go biorę na siebie – dodał Obieżyświat – pomimo że jest pułkownikiem.

– Panie Fix – rzekła pani Aouda – pan Fogg nie pozwoli nikomu mścić się za niego. Jest zdecydowany, jak mi mówił, powrócić do Ameryki, aby odnaleźć tego gbura. Jeżeli zatem spostrzeże pułkownika, nie zapobiegniemy starciu, które pociągnie za sobą smutne skutki. Trzeba zatem, aby go nie zobaczył.

– Ma pani słuszność, spotkanie mogłoby wszystko popsuć. Zwycięzca czy zwyciężony, pan Fogg się spóźni i…

– I… – dodał Obieżyświat – będzie to wygrana dla członków klubu „Reforma”. Za cztery dni będziemy w Nowym Jorku. A więc jeżeli podczas tych czterech dni mój pan nie opuści wagonu, można się spodziewać, że nie spotka tego przeklętego Amerykanina! Trzeba więc temu przeszkodzić.

Rozmowa się urwała; pan Fogg się obudził.

Nieco później Obieżyświat zadał po cichu pytanie inspektorowi policji:

– Czy naprawdę biłby się pan za niego?

– Zrobiłbym wszystko, żeby go przywieźć żywego do Europy – rzekł Fix obojętnie, niewzruszonym tonem.

Obieżyświat zadrżał na te słowa, ale to nie osłabiło wcale zdania, jakie miał o swym panu. A teraz, czy znajdzie sposób zatrzymania pana Fogga, aby uniknąć spotkania z pułkownikiem? Nie było to trudne do wykonania, gdyż dżentelmen był z natury mało ruchliwy i mało ciekawy.

Tymczasem inspektor widocznie uznał, że znalazł sposób, gdyż po upływie kilku chwil zwrócił się do pana Fogga.

– Wloką się godziny w podróży pociągiem, czyż nie?

– W samej rzeczy – odparł dżentelmen – ale mijają.

– Na statku – ciągnął dalej inspektor – zwykł pan grywać w wista?

– Tak – odparł pan Fogg – ale tutaj będzie trudno, ponieważ nie mam ani kart, ani partnerów.

– O, co do kart, to można je kupić, sprzedają we wszystkich wagonach amerykańskich. A co do partnerów, gdyby pani zechciała?…

– Chętnie – żywo odparła pani Aouda. – Gram w wista, to wchodzi w zakres angielskiego wychowania.

– Pochlebiam sobie, że gram dobrze – rzekł agent.

– A to doskonale – rzekł pan Fogg, zadowolony, że będzie mógł oddać się ulubionej grze.

Obieżyświat został wysłany na poszukiwanie stewarda i niedługo powrócił, niosąc dwie talie kart, fiszki, żetony i mały stolik pokryty suknem. Gra się rozpoczęła. Pani Aouda grała nieźle, zasłużyła nawet na pochwałę surowego pana Fogga. Co się tyczy inspektora, był to gracz doskonały, godny partner dżentelmena.

– No, teraz – rzekł do siebie Obieżyświat – mamy go. Nie ruszy się z miejsca.

O jedenastej rano pociąg dotarł do miejsca, które rozgranicza wody spływające do obu oceanów. Było to Bridger Pass, na wysokości siedmiu tysięcy pięciuset dwudziestu czterech stóp angielskich ponad poziomem morza, jedno z najwyższych miejsc, jakie przecinała droga poprzez Góry Skaliste.

O wpół do pierwszej podróżni nasi minęli fort Halleck. Jeszcze kilka godzin, a miną Góry Skaliste. Można było mieć nadzieję, że na tej trudnej drodze nie zdarzy się żaden wypadek. Śnieg przestał padać, ochłodziło się. Wielkie ptaki, przerażone świstem lokomotywy, uciekały w dal. Na równinie nie pokazał się ani wilk, ani niedźwiedź. Była to ogromna, naga pustynia.

Po obfitym śniadaniu pan Fogg i jego partnerzy zasiedli do niedokończonego wista, gdy nagle rozległ się gwałtowny świst lokomotywy. Pociąg zatrzymał się. Obieżyświat wytknął głowę za okno, aby dociec przyczyny zatrzymania. Nie dostrzegł żadnej stacji. Pani Aouda i pan Fix obawiali się przez chwilę, czy pan Fogg nie zamierza zejść na pobocze. Dżentelmen jednak zadowolił się wysłaniem swego służącego, powiedziawszy mu:

– Wyjdź, zobacz, co się stało.

Obieżyświat wyskoczył z wagonu. Około pasażerów opuściło już swoje miejsca, między nimi pułkownik Stamp Proctor. Pociąg zatrzymał się przed czerwonym sygnałem zamykającym drogę. Maszynista i konduktor rozprawiali żywo z dróżnikiem, którego przysłał naczelnik najbliższej stacji w Medicine Bow. Podróżni zbliżyli się i wmieszali do rozmowy, w której wyróżniał się pułkownik Proctor ze swoim podniesionym głosem i władczymi gestami.

Obieżyświat, zbliżywszy się, usłyszał słowa dróżnika:

– Most jest naruszony, nie wytrzyma ciężaru pociągu.

Most, o którym mowa, był zawieszony nad przepaścią o milę od miejsca, gdzie zatrzymał się pociąg. Według słów dróżnika groził zawaleniem, gdyż kilka słupów pękło. Nie można było ryzykować przejazdu.

Obieżyświat, nie śmiąc zawiadomić o tym swego pana, słuchał z zaciśniętymi zębami, nieruchomy jak posąg.

– A więc co będzie? – krzyknął pułkownik. – Czy myślą zostawić nas tu w śniegu?

– Pułkowniku – odpowiedział konduktor – telegrafowaliśmy do stacji Omaha, żądając wysłania pociągu, lecz nie wydaje się, żeby dotarł do Medicine Bow wcześniej niż za sześć godzin.

– Sześć godzin! – krzyknął Obieżyświat.

– Niewątpliwie – odpowiedział konduktor. – Zresztą potrzebujemy sporo czasu, żeby dojść do stacji pieszo.

– Pieszo! – przerazili się wszyscy pasażerowie.

– A jak daleko do tej stacji? – spytał jeden z nich.

– Dwanaście mil po drugiej stronie rzeki.

– Dwanaście mil przejść po śniegu!? – oburzał się Stamp Proctor.

Pułkownik zaczął kląć i wymyślać towarzystwu kolejowemu i konduktorowi. Obieżyświat nie mniej rozwścieczony pomagał mu. Oto przeszkoda, z powodu której przepadną banknoty jego pana.

Przygnębienie było powszechne. Nie licząc już opóźnienia w podróży, byli zmuszeni przejść dwanaście mil po śniegu. Wrzawa i dzikie okrzyki byłyby niewątpliwie zwróciły uwagę pana Fogga, gdyby nie był tak pogrążony w grze. Obieżyświat postanowił wreszcie uprzedzić swego pana i ze spuszczoną głową skierował się ku wagonowi, gdy wtem maszynista, prawdziwy Jankes, nazwiskiem Forster, podnosząc głos, odezwał się:

– Panowie, jest sposób przedostania się.

– Przez most? – spytał jeden z podróżnych.

– Przez most.

– Naszym pociągiem? – zapytał pułkownik.

– Tak.

Obieżyświat zatrzymał się, chłonąc słowa maszynisty.

– Ależ most grozi zawaleniem – rzekł konduktor.

– Co z tego? – odpowiedział Forster. – Sądzę, że jeśli puścimy pociąg całą siłą pary, przejedziemy szczęśliwie.

– Tam do licha! – zawołał Obieżyświat.

Pewnej liczbie pasażerów plan się podobał, szczególnie przypadł do gustu pułkownikowi, którego awanturniczy umysł nie widział w tym nic nadzwyczajnego.

– Mamy pięćdziesiąt szans na sto, że przejedziemy – powiedział jeden.

– Sześćdziesiąt – dodał drugi.

– Osiemdziesiąt! Dziewięćdziesiąt na sto!

Obieżyświat był oszołomiony. Choć był zdecydowany próbować wszelkich sposobów, żeby przedostać się przez rzekę, ten uznał za zbyt amerykański.

„A zresztą – pomyślał – jest lepszy sposób, który nikomu z nich nie przyszedł na myśl”.

– Panowie – zwrócił się do jednego z pasażerów – sposób podsunięty przez maszynistę, wydaje mi się nieco ryzykowny.

– Osiemdziesiąt szans – odpowiedział pasażer, obracając się do niego plecami.

– Dobrze wiem – rzekł Obieżyświat, zwracając się do drugiego dżentelmena. – Ale proste zastanowienie…

– Bez zastanowień, to zbyteczne! – odpowiedział Amerykanin, wzruszając ramionami. – Przecież maszynista zapewnia, że przejedziemy.

– Bez wątpienia – zapewnił Obieżyświat. – Ale przezorność każe…

– Co przezorność każe?! – wrzasnął pułkownik. – Całą siłą pary, mówię panu, rozumiesz pan? Całą siłą pary.

– Ależ wiem…. rozumiem… – powtórzył Obieżyświat, nie mogąc dojść do słowa. – Ale byłoby, jeśli nie przezorniej, skoro panów razi to słowo, to bardziej naturalnie…

– Jak? Kto? Gdzie? Czego ten tu chce ze swoją naturalnością? – krzyczano zewsząd.

– Boisz się pan? – zapytał go pułkownik.

– Co, ja się mam bać? – oburzył się Obieżyświat. – A więc dobrze. Wsiadam… pokażę wam, że Francuz umie tak samo ryzykować jak Amerykanin.

– Siadać, siadać! – wołał konduktor.

– Tak, siadajmy – powtórzył Obieżyświat – do wagonu. Ale nikt mi nie zabroni pomyśleć, że byłoby rozsądniej przejść most pieszo i poprowadzić pociąg za nami.

Nikt nie słyszał tej mądrej uwagi i nikt nie przyznał jej słuszności.

Pasażerowie powsiadali, Obieżyświat zajął w milczeniu swoje miejsce, nie opowiadając, co się stało. Gracze byli zatopieni w wiście.

Lokomotywa gwizdnęła potężnie.

Maszynista, wypuszczając parę, cofnął pociąg o milę. Cofał się jak akrobata gotujący się do skoku.

 

Następnie rozległ się powtórny świst. Bieg się zaczął.

Wkrótce szybkość stała się zatrważająca. Pociąg pędził z szybkością stu mil na godzinę, prawie nie dotykając szyn. Szybkość zmniejszała ciężar.

Most przebyto! Stało się to z szybkością błyskawicy.

Pociąg skoczył, można powiedzieć, z jednego brzegu na drugi i maszynista zdołał go zatrzymać dopiero pięć mil za stacją.

Ledwie pociąg przebył most, gdy ten, zrujnowany do szczętu, runął z łoskotem w przepaść.

Rozdział XXIX. Obieżyświat bohaterem

Jeszcze tego samego wieczoru pociąg bez przeszkód minął fort Sanders, przełęcz Cheyenne i zbliżał się do przełączy Evans.

Był to najwyższy punkt na całej przebytej trasie, położony osiem tysięcy dziewięćdziesiąt jeden stóp nad poziomem morza. Stąd zjeżdżano na obszerne bezbrzeżne równiny. Okolica ta jest bogata w złoto i srebro, jej zaludnienie dochodzi do pięćdziesięciu tysięcy osób.

Do tej chwili od San Francisco przejechano w przeciągu trzech dni i trzech nocy tysiąc trzysta osiemdziesiąt dwie mile, więc według wszelkich przypuszczeń za cztery doby staną w Nowym Jorku.

O jedenastej wjechano do Nebraski, minięto Sedgwick i Julesburg, położone na południowej odnodze rzeki Platte. O ósmej rano zostawiono za sobą fort Mac Pherson.

O dziewiątej osiągnięto ważne miasto North Platte i przekroczono sto pierwszy południk.

Pan Fogg i jego partnerzy wrócili do gry. Żaden z nich nie uskarżał się na długość podróży. Z początku Fix wygrywał, jednak tego ranka szczęście sprzyjało dżentelmenowi. Atuty i honory85 wpadały mu do rąk. W chwili, gdy chciał zagrać w piki, jakiś głos zza ławki zaprotestował.

– A ja bym wyszedł w karo!

Pan Fogg, pani Aouda i Fix podnieśli głowy. Pułkownik Proctor stał przed nimi.

Pułkownik i dżentelmen, spojrzawszy na siebie, od razu się poznali.

– A, panie Angliku! – wykrzyknął pułkownik. – To pan chciał grać w piki!

– I gram – odparł chłodno pan Fogg, bijąc dziesiątką pikową.

– A ja chcę, żeby pan wyszedł w karo! – protestował pułkownik rozdrażnionym głosem.

Zrobił ruch ręką, jakby chciał schwycić karty, i dodał:

– Pan nie ma pojęcia o tej grze.

– Może będę zręczniejszy w innej – rzekł Phileas Fogg, wstając.

– Możesz spróbować, synu Johna Bulla86! – odparł brutalny Amerykanin.

Pani Aouda zbladła. Wszystka krew zbiegła jej do serca. Schwyciła pana Fogga za rękę, lecz on lekko ją odsunął.

Obieżyświat miał ochotę rzucić się na Amerykanina, ale Fix, zwracając się do pułkownika, rzekł:

– Zapomina pan, że ma pan sprawę ze mną, ze mną, którego pan nie tylko obraził, ale i uderzył.

– Wybaczy pan, panie Fix – rzekł pan Fogg – ale ta sprawa dotyczy mnie i tylko mnie. Utrzymując, że gram źle, pułkownik powtórnie mnie obraził, z czego musi mi zdać rachunek.

– Gdzie pan zechce i kiedy pan zechce! – odparł pułkownik. – Wybór broni również do pana należy.

Pani Aouda na próżno starała się powstrzymać pana Fogga. Obieżyświat najchętniej wyrzuciłby Amerykanina za okno, ale jego pan nakazał mu milczenie. Dżentelmen wraz z pułkownikiem wyszli na platformę.

– Panie – rzekł pan Fogg do swego przeciwnika – bardzo się spieszę do Europy, wszelkie opóźnienie mogłoby bardzo zaszkodzić moim interesom.

– Co mnie to może obchodzić? – odparł pułkownik.

– Panie – rzekł bardzo uprzejmie pan Fogg – po naszym spotkaniu w San Francisco powziąłem zamiar odszukania pana w Ameryce, gdy załatwię sprawy wzywające mnie do Anglii.

– Czy to możliwe?

– Stawię się za sześć miesięcy.

– Dlaczego nie za sześć lat?

– Powiedziałem: za sześć miesięcy – odrzekł pan Fogg – i stawię się punktualnie.

– Wszystko to są tylko wykręty! – zawołał pułkownik – Panie Fogg, niech się pan bije teraz albo nigdy!

– A zatem dobrze – odparł spokojnie pan Fogg. – Czy udaje się pan do Nowego Jorku?

– Nie!

– Może do Chicago?

– Nie!

– A więc do Omaha?

– Co panu za różnica? Czy zna pan Plum Creek?

– Nie – odparł pan Fogg.

– To najbliższa stacja. Pociąg stanie tam za godzinę i zatrzyma się na dziesięć minut. Przez ten czas można wymienić kilka strzałów rewolwerowych.

– Dobrze, zatrzymam się w Plum Creek.

– A ja sądzę, że pan tam zostanie – rzekł bezczelnie Amerykanin.

– Kto to wie, panie? – odparł pan Fogg i wrócił do wagonu, spokojny jak zwykle.

Starał się uspokoić panią Aoudę, zapewniając, że blagierzy nie są nigdy niebezpieczni, Fixa zaś prosił, aby mu służył za sekundanta. Agent zgodził się, po czym dżentelmen powrócił do przerwanej gry.

O jedenastej świst lokomotywy oznajmił przybycie na stację Plum Creek. Pan Fogg wraz z Fixem udali się na platformę. Obieżyświat poszedł w ślad za nimi, trzymając w ręku parę rewolwerów.

Pani Aouda została w wagonie, blada jak trup.

W tej właśnie chwili drzwi sąsiedniego wagonu otworzyły się i na platformie ukazał się pułkownik Proctor w towarzystwie swego sekundanta, takiego jak i on Jankesa Lecz w chwili, gdy dwaj przeciwnicy zamierzali wysiąść z pociągu, nadbiegł konduktor i zawołał:

– Nie schodzić, panowie!

– A to dlaczego? – spytał pułkownik.

– Mamy dwadzieścia minut spóźnienia i pociąg się tu nie zatrzymuje.

– Ale ja muszę się bić z tym panem!

– Bardzo żałuję – odrzekł konduktor – ale natychmiast ruszamy. O, już słychać dzwonek. Jestem naprawdę zmartwiony, panowie, w każdym innym razie służę wam chętnie. Nie rozumiem jednak, dlaczego nie moglibyście się pojedynkować w drodze.

– Może to będzie dla pana niedogodne? – zapytał pułkownik z drwiącą miną.

– Przeciwnie, to dla mnie bardzo dogodne – odparł pan Fogg.

„Widać, że jesteśmy w Ameryce!” – pomyślał Obieżyświat. „Nawet konduktor jest tu dżentelmenem pierwszej wody”.

Przeciwnicy i ich świadkowie, poprzedzani przez konduktora, przechodząc z wagonu do wagonu, dotarli do ostatniego. Konduktor poprosił pasażerów, aby na jakiś czas opróżnili wagon, gdyż dwie osoby chcą tu załatwić sprawę honorową. Wszyscy natychmiast się usunęli.

Wagon o długości pięćdziesięciu stóp stanowił dostateczną przestrzeń dla pojedynku. Przeciwnicy stanęli naprzeciw siebie, każdy z parą sześciostrzałowych rewolwerów w ręku.

Sekundanci zamknęli drzwi i pozostawili ich samych sobie. Mieli zacząć strzelać na pierwsze gwizdnięcie lokomotywy. Po upływie dwóch minut wyciągnie się z wagonu jednego z poległych dżentelmenów. Rzecz była bardzo prosta, tak prosta, że Fixowi i Obieżyświatowi serca pękały z obawy.

Oczekiwano więc gwizdnięcia, gdy nagle rozległy się dzikie wrzaski. Wrzaskom tym odpowiedziały wystrzały, dochodzące z wnętrza różnych wagonów.

Pułkownik Proctor i pan Fogg z rewolwerami w ręku pospieszyli przerażeni do miejsc, skąd pochodziły krzyki i wystrzały rewolwerowe.

Banda dzikich Siuksów napadła na pociąg.

Setka zuchwałych Indian, nie czekając, aż pociąg się zatrzyma, wskoczyła na stopnie i wdarła się do wagonów.

Dzicy byli uzbrojeni. Rzuciwszy się na palacza i maszynistę, ogłuszyli ich ciosami w głowę. Dowódca bandy, chcąc zatrzymać pociąg i nie umiejąc kierować regulatorem, zamiast zamknąć, szeroko otworzył zbiornik pary, a maszyna, puszczona całą siłą pary, mknęła z przerażającą szybkością.

Tymczasem Siuksowie rzucili się na wagony. Jedni z nich jak małpy biegali po dachu pociągu, drudzy wyłamywali drzwi i walczyli z pasażerami, inni znów grabili bagaż i rzucali kufry na drogę. Krzyki i wystrzały nie ustawały. Podróżni bronili się mężnie. Pani Aouda cały ten czas zachowywała się bardzo odważnie. Z rewolwerem w ręku broniła się heroicznie, strzelając przez potłuczone szyby, gdy dzicy się do nich zbliżali. Dwudziestu ranionych śmiertelnie Siuksów pospadało na tor, koła wagonów miażdżyły tych, którzy zsunęli się z platformy. Kilku silnie zranionych pasażerów leżało na ławkach. Trzeba było koniecznie to zakończyć. Walka, trwająca od dziesięciu minut, mogła mieć opłakane skutki dla pasażerów, jeśli pociąg się nie zatrzyma. Najbliższa stacja, fort Kearney, była oddalona o dwie mile. Tam się znajdował się posterunek amerykański, ale gdyby minęli posterunek, między fortem a następną stacją Siuksowie całkiem zawładną pociągiem.

Konduktor walczył przy boku pana Fogga. Gdy dosięgła go kula, upadając, zawołał:

– Zginiemy, jeśli w ciągu pięciu minut pociąg się nie zatrzyma.

– Zatrzyma się! – powiedział pan Fogg, szykując się do opuszczenia wagonu.

– Niech pan zostanie! – wykrzyknął Obieżyświat. – To moja sprawa.

Phileas Fogg nie zdążył powiedzieć ani słowa, gdy odważny chłopak wślizgnął się pod wagon. Gdy walka trwała, a kule krzyżowały się nad jego głową, skorzystał ze swego dawnego cyrkowego doświadczenia. Z niezwykłą zręcznością czepiając się wagonów i uwieszając się łańcuchów, dotarł do przedniej części pociągu. Zawieszony na jednej ręce, trzymając się wagonu bagażowego, drugą odczepił łańcuchy łączące wagon i tender87 lokomotywy. Lecz trzeba było jeszcze wyciągnąć drążek sprzęgu, co było bardzo trudne do wykonania. Nagle wskutek podskoku maszyny drążek pękł i odczepione wagony pozostały w tyle, podczas gdy lokomotywa popędziła z jeszcze większą szybkością. Przez jakiś czas rozpędzone wagony toczyły się dalej, aż ktoś wewnątrz pociągnął za hamulec. Pociąg stanął o sto kroków od stacji Kearney.

Żołnierze z fortu, zaalarmowani odgłosami wystrzałów, nadbiegali pospiesznie. Siuksowie, nie czekając na ich przybycie, ratowali się ucieczką.

Na przystanku zauważono, że kilku pasażerów brakowało. Do nieobecnych należał również Francuz, którego poświęcenie uratowało wszystkich od zguby.

Rozdział XXX. Pan Fogg spełnia swój obowiązek

Razem z Obieżyświatem brakowało trzech pasażerów. Czy zginęli w walce, czy też stali się niewolnikami Siuksów? Tego nikt nie wiedział.

Liczba rannych była znaczna. Najpoważniejsze rany odniósł pułkownik Proctor, który bił się odważnie do chwili, gdy nieprzyjacielska kula rzuciła go o ziemię. Przeniesiono go do poczekalni dworca wraz z innymi pasażerami, których stan wymagał natychmiastowej pomocy.

Pani Aouda i pan Fogg wyszli z walki bez najmniejszego zadraśnięcia. Fixa nieznacznie raniono w ramię. Brakowało tylko Obieżyświata i na samą myśl o tym łzy cisnęły się do oczu pani Aoudy.

Tymczasem podróżni opuścili pociąg. Na kołach wagonów, po których płynęła krew, wisiały kawały ludzkiego ciała. Na białej równinie, jak okiem sięgnął, widziano długie czerwone smugi. Ostatni Indianie rozproszyli się ku południu, w stronę rzeki Republica. Pan Fogg, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach, milczał, rozmyślał nad ważnym postanowieniem. Pani Aouda tuż przy nim, nie śmiąc pytać, patrzyła tylko na niego.

Pan Fogg pojął to nieme zapytanie.

– Znajdę go martwego lub żywego – rzekł spokojnie.

– Ach, panie Fogg! – zawołała młoda kobieta, chwytając go za rękę i oblewając ją łzami.

– Żywego! – dodał pan Fogg. – Jeśli nie stracimy ani chwili.

To postanowienie mogło zgubić pana Fogga, spowodować niechybną ruinę. Jeden dzień opóźnienia, a nie zdąży na statek do Nowego Jorku i przegra zakład. Ale myśl: „To mój obowiązek” była decydująca.

Komendant fortu Kearney był na miejscu. Stu przybyłych z nim żołnierzy miało bronić stacji w razie napadu Siuksów.

– Panie – zwrócił się Phileas Fogg do kapitana – trzech podróżnych zginęło.

 

– Martwi? – spytał kapitan.

– Martwi czy żywi – odparł pan Fogg – trzeba się właśnie o tym przekonać. Czy zamierza pan ścigać Siuksów?

– Panie – rzekł kapitan – nie mogę opuścić fortu, który mi powierzono.

– Panie – odparł Phileas Fogg – tu idzie o życie trojga ludzi.

– Niewątpliwie… Ale czy mogę narażać życie pięćdziesięciu, żeby uratować trzech?

– Nie wiem, czy pan może, ale powinien pan to zrobić.

– Panie – odparł kapitan – nikt tutaj nie ma prawa pouczać mnie o moich obowiązkach.

– Dobrze – rzekł pan Fogg obojętnie – pójdę sam.

– Co? – zawołał Fix. – Pan ruszy w pojedynkę w pogoń za Indianami?

– Chce pan więc, żebym pozwolił zginąć nieszczęśnikowi, któremu wszyscy zawdzięczamy życie? Idę!

– Nie, panie, nie pójdzie pan sam! – zawołał wzruszony kapitan. – Ma pan poczciwe serce! Trzydziestu ludzi na ochotnika! – zawołał, zwracając się do swych żołnierzy.

Wszyscy jak jeden człowiek ofiarowali swe usługi. Kapitan wybrał trzydziestu, a na ich czele postawił starego sierżanta.

– Dziękuję kapitanie – rzekł pan Fogg.

– Pozwoli pan sobie towarzyszyć? – zapytał Fix dżentelmena.

– Niech pan postąpi, jak pan uważa – odparł Phileas Fogg. – Ale jeśli chce mi się pan przysłużyć, proszę pozostać przy pani Aoudzie. W razie gdyby mi się przytrafiło nieszczęście…

Inspektor policji zbladł. Rozłączyć się z człowiekiem, któremu towarzyszył krok za krokiem z taką wytrwałością! Pozwolić mu zapuścić się w pustynię! Fix spojrzał uważnie na dżentelmena i spuścił oczy przed jego spokojnym i otwartym wzrokiem.

– Zostaję – rzekł.

W parę minut potem pan Fogg uścisnął dłoń pani Aoudy i oddając jej do rąk torbę z pieniędzmi, udał się w drogę wraz z sierżantem i jego małym oddziałem. Przedtem jednak zwrócił się do żołnierzy:

– Słuchajcie, przyjaciele, dostaniecie tysiąc funtów do podziału, gdy uratujemy więźniów!

Działo się o dwunastej w południe. Pani Aouda udała się do poczekalni dworca i tam w samotności rozmyślała o panu Foggu, o jego prostej a wielkiej szlachetności, o jego spokojnym męstwie. Pan Fogg poświęcał majątek, narażał swe życie i to bez wahania, bez frazesów, z obowiązku. Dżentelmen był w jej oczach bohaterem.

Co do inspektora policji, to ten przechadzał się gorączkowo, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Wyrzucał sobie popełnione głupstwo. Co? Rozstać się z człowiekiem, którego się tak długo prześladowało? Była to naiwność nie do przebaczenia. „Postąpiłem jak głupiec” – myślał. ”Tamten mu powiedział, kim jestem. Poszedł i już nie wróci. Jak mogłem tak się dać wywieść w pole, ja, Fix, mając rozkaz aresztowania w kieszeni?”.

Tak rozmyślał Fix podczas długo wlokących się godzin. Nie wiedział, co zrobić. Chwilami chciał wszystko powiedzieć pani Aoudzie. Nie miał jednak odwagi. Jak więc postąpić? Pójdzie za panem Foggiem. Odnalezienie go nie wydawało mu się niemożliwe. Ślady na śniegu jasno wskazywały mu drogę, po której szedł oddział. Ale zanim się zdecydował, wkrótce pod nową powłoką zatarły się zupełnie. Przygnębienie ogarnęło biednego agenta. Miał nieodpartą chęć rzucić wszystko i dać za wygraną.

Około drugiej po południu, podczas gdy śnieg sypał wielkimi płatami, usłyszano przeciągłe gwizdnięcia dochodzące od wschodu. Ogromna ciemna masa poprzedzona migotliwymi światełkami wolno posuwała się naprzód.

Nie oczekiwano żadnego pociągu z tej strony. Ten, który wezwano telegraficznie, nie mógł jeszcze nadejść, a pociąg z Omaha do San Francisco przejedzie dopiero jutro. Rzecz się wyjaśniła. Lokomotywa, która teraz powoli się zbliżała, była tą samą, którą odczepiono od wagonów i która pędząc z przerażającą szybkością, uniosła ze sobą maszynistę i palacza. Pędziła tak kilka mil, lecz później ogień zgasł, para uszła i w godzinę później, ciągle zwalniając bieg, zatrzymała się w odległości dwudziestu mil od stacji Kearney.

Ani maszynista, ani palacz nie zginęli. Po dość długim omdleniu powrócili do przytomności. Maszynista, widząc lokomotywę bez wagonów, domyślił się, co się stało. Jakim sposobem lokomotywa została odczepiona, nie mógł odgadnąć, przypuszczał jednak, że pociąg, pozostawszy w tyle, był w stanie opłakanym. Maszynista nie zastanawiał długo się nad tym, co zrobić. Postanowił dalej jechać w kierunku Omaha, ponieważ wracać do pociągu, który być może Indianie jeszcze grabili, było zbyt niebezpieczne. Dorzucił opału do paleniska, para napełniła kocioł i maszyna niebawem zatrzymała się na stacji Kearney.

Radość zapanowała między podróżnymi, gdy lokomotywę przyczepiono do pociągu. Mogli więc ruszyć w dalszą podróż, tak nieszczęśliwie przerwaną.

Po przybyciu lokomotywy pani Aouda zwróciła się do konduktora.

– Pan odjeżdża? – spytała.

– Za chwilę, proszę pani.

– A ci więźniowie?… Nasi nieszczęśni towarzysze?…

– Nie mogę się czekać… I tak mamy już trzy godziny spóźnienia.

– A kiedy przybędzie pociąg z San Francisco?

– Jutro wieczorem, proszę pani.

– Jutro wieczorem! Ależ to będzie za późno! Musi pan zaczekać…

– To niemożliwe – odparł konduktor. – Jeśli pani chce jechać, proszę wsiadać do wagonu.

– Nie pojadę – odparła młoda kobieta.

Fix słyszał tę rozmowę. Kilka chwil przedtem, gdy nie było żadnych środków transportu, chciał opuścić Kearney, a teraz, gdy pociąg stał przed nim i w każdej chwili mógł zająć miejsce w wagonie, jakaś nieprzeparta siła przykuwała go do miejsca, nie mógł się od niego oderwać. Dusił go gniew, że dał się tak wywieść w pole. Postanowił walczyć do końca.

Tymczasem podróżni, wśród nich i ciężko ranny pułkownik Proctor, zajęli miejsca w wagonie. Lokomotywa gwizdnęła, pociąg ruszył i zaraz zniknął.

Inspektor policji został.

Kilka godzin minęło. Pogoda była zła i chłodna. Fix siedział na dworcu ponury i milczący.

Pani Aouda pomimo zawieruchy śnieżnej co chwila opuszczała pokój, który oddano do jej dyspozycji. Szła do końca dworca, z trudem próbując przebić wzrokiem gęstą mgłę. Na próżno też nasłuchiwała, żaden szmer nie dotarł do jej uszu. Wracała więc do pokoju cała zziębnięta, aby za kilka chwil powrócić, wciąż daremnie.

Nadszedł wieczór. Mały oddział jeszcze nie powrócił. Gdzie mogli się teraz znajdować? Czy doścignęli Indian? Czy doszło do walki? Czy też żołnierze, błądząc z powodu zadymki, nie natrafili na ich ślady? Kapitan fortu niepokoił się bardzo, choć tego nie okazywał.

Z nadejściem nocy śnieżyca zrzedła, ale chłód stał się przenikliwszy. Dokoła panowała zupełna cisza. Przez całą noc myśli pani Aoudy, pełne smutnych przeczuć, błądziły po prerii. Wyobraźnia unosiła ją daleko i malowała jej tysiące niebezpieczeństw. Trudno wyrazić, co biedna kobieta przecierpiała przez te długie godziny.

Fix wciąż nieruchomo siedział na swym miejscu. On także nie spał.

Tak przeszła noc. Z brzaskiem dnia na horyzoncie ukazała się tarcza słoneczna, więc można już było sięgnąć okiem na odległość dwóch mil. Phileas Fogg ze swym oddziałem udali się w kierunku południowym. Była już siódma rano, a na południu zupełnie pusto.

Kapitan, zaniepokojony do najwyższego stopnia, nie wiedział, co robić. Czy poświęcić kolejnych ludzi, żeby ratować tamtych? Po krótkim namyśle zawołał oficerów, aby wydać rozkazy, gdy od strony południa usłyszano wystrzały. Żołnierze wyskoczyli z fortu i o pół mili przed sobą zobaczyli oddziałek wracający w pełnym porządku.

Na czele szedł pan Fogg, obok niego Obieżyświat i dwaj podróżni wyswobodzeni z rąk Siuksów.

O dziesięć mil na południe od Kearney doszło do bitwy. Kilka chwil przed przybyciem odsieczy Obieżyświat i jego towarzysze walczyli przeciw dzikim. Francuz pięścią zabił już trzech, gdy jego pan z żołnierzami rzucili się im na pomoc.

Wszystkich, wybawionych i wybawców, powitały okrzyki radości. Phileas Fogg rozdał żołnierzom obiecaną nagrodę, a Obieżyświat powtarzał nie bez słuszności:

– Trzeba przyznać, że drogo kosztuję mego pana.

Fix, nie wymówiwszy słowa, patrzył na pana Fogga i trudno było pojąć, co działo się w jego duszy. Co do Aoudy, to ściskając ręce pana Fogga, z radości nie mogła z siebie wydobyć głosu.

Tymczasem Obieżyświat od chwili powrotu szukał pociągu. Spodziewał się, że będzie stał tutaj gotowy do odjazdu do Omaha, i miał nadzieję, że uda się nadrobić stracony czas.

– Gdzie pociąg? – zawołał.

– Odjechał – odparł Fix.

– A kiedy przybędzie następny? – spytał pan Fogg.

– Dopiero wieczorem.

– Aha – odpowiedział obojętnie niewzruszony dżentelmen.

85honor (tu daw.) – w grach karcianych: karta starsza od dziesiątki, figura. [przypis edytorski]
86John Bull – narodowa personifikacja Wielkiej Brytanii, powstała z literackiej postaci stereotypowego porywczego i grubiańskiego Anglika, występującej w serii pamfletów z 1712 r. szkockiego pisarza Johna Arbuthnota. [przypis edytorski]
87tender – specjalny wagon kolejowy do przewozu węgla i wody dla parowozu. [przypis edytorski]
Купите 3 книги одновременно и выберите четвёртую в подарок!

Чтобы воспользоваться акцией, добавьте нужные книги в корзину. Сделать это можно на странице каждой книги, либо в общем списке:

  1. Нажмите на многоточие
    рядом с книгой
  2. Выберите пункт
    «Добавить в корзину»