Бесплатно

Zaginiona

Текст
iOSAndroidWindows Phone
Куда отправить ссылку на приложение?
Не закрывайте это окно, пока не введёте код в мобильном устройстве
ПовторитьСсылка отправлена
Отметить прочитанной
Zaginiona
Zaginiona
Бесплатная аудиокнига
Читает Magdalena Materek
Подробнее
Шрифт:Меньше АаБольше Аа

– Nie, nie w miejscu publicznym – zaprotestował Newbrough. – To musi być coś mniej rzucającego się w oczy. Śledzą mnie reporterzy, wchodzą mi na głowę, gdy tylko nadarza się okazja. Wolę się im nie pokazywać. Może w Quantico? W siedzibie FBI?

W głosie Riley zabrzmiała mimowolna gorycz.

– Już tam nie pracuję, o ile pan pamięta – powiedziała. – Choć akurat pan najlepiej powinien o tym wiedzieć.

Zapadła cisza.

– Czy zna pani country club Magnolia Gardens? – zapytał Newbrough.

Riley westchnęła. Pytanie nie miało sensu. Ona nie poruszała się w takich kręgach.

– Niestety nie – odparła.

– Łatwo tam trafić. Znajduje się mniej więcej w połowie drogi między Quantico a moją posiadłością. Spotykamy się o dziesiątej trzydzieści rano.

Ta rozmowa szła w kierunku, który się Riley nie podobał. On nie pyta, on wydaje polecenia!, zirytowala się. Zrujnował mi karierę, a teraz czegoś od mnie żąda?

– Czy to zbyt wcześnie? – zapytał Newbrough, nie doczekawszy się odpowiedzi.

– Nie – zaprzeczyła Riley. – Chodzi tylko o to, że…

– Więc proszę przyjechać – uciął. – Wstęp tylko dla członków, ale powiem, żeby panią wpuszczono. Warto. Zobaczy pani, że to ważne. Proszę mi wierzyć.

Zakończył rozmowę bez pożegnania.

Riley była w szoku.

„Proszę mi wierzyć!”.

Gdyby nie była tak zdenerwowana, może nawet zabiłaby go śmiechem. Zaraz po Petersonie i tym drugim zabójcy, którego szukała, Newbrough był człowiekiem, którego darzyła najmniejszym zaufaniem. Ufała mu nawet mniej niż Carlowi Walderowi. A to naprawdę o czymś świadczyło.

Nie miała jednak wyjścia. On chciał jej o czymś powiedzieć. A ona podejrzewała, że może to być coś, co doprowadzi ją do zabójcy.

ROZDZIAŁ 30

Riley dotarła do country clubu Magnolia Gardens i zatrzymała się przed małą białą budką przy wjeździe. Przejazd blokował szlaban w biało-zielone paski.

Z budki wyszedł ubrany w uniform strażnik. Trzymał podkładkę z klipsem.

Riley opuściła szybę.

– Nazwisko? – zapytał obcesowo.

Newbrough powiedział tylko, że poinformuje o moim przyjeździe. Ciekawe, czy zostanę wpuszczona, pomyślała.

– Jestem Riley Paige – oznajmiła. A potem się zająknęła. – Jestem… Jestem gościem senatora Newbrougha.

Strażnik spojrzał na listę i skinął głową.

– Proszę jechać – powiedział.

Szlaban powędrował w górę.

Droga dojazdowa wiodła wśród magnoliowych ogrodów, niezwykle eleganckich, o tej porze roku pełnych barw i zapachów.

Riley dotarła do ceglanego budynku z białą kolumnadą, jak najbardziej prawdziwą, w przeciwieństwie do tej oglądanej niedawno w kaplicy pogrzebowej. Można się było tutaj poczuć jak na dziewiętnastowiecznej plantacji na Południu.

Podbiegł chłopak z obsługi, wręczył Riley kartę, przejął kluczyki i odprowadził auto.

Riley stała samotnie przed ogromnym wejściem, czując się tak samo nieswojo, jak w domu senatora. Zastanawiała się, czy zostanie wpuszczona w dżinsach. Czy w takich miejscach nie obowiązuje formalny strój? Dobrze, że jej kurtka nie opinała się na kaburze.

Powitał ją odźwierny w uniformie.

– Pani godność? – zapytał.

– Riley Paige – odparła, ciekawa, czy zapyta ją także o dowód tożsamości.

Odźwierny rzucił okiem na swoją listę.

– Zapraszam panią – powiedział.

Poprowadził ją długim korytarzem do niewielkiej jadalni na uboczu. Riley nie miała pojęcia, czy powinna odwdzięczyć się napiwkiem. Nie wiedziała, ile mężczyzna może zarabiać. Czy dostaje więcej niż ona w FBI? Pomyślała, że jeśli wręczy mu pieniądze, popełni większą gafę, niż gdy nie da nic. Wolała nie ryzykować.

– Dziękuję – powiedziała.

Skinął głową bez najmniejszych oznak niezadowolenia i wrócił tą samą drogą, którą przyszli.

Pomieszczenie było małą, ale zdecydowanie najbardziej luksusową jadalnią, w jakiej Riley znalazła się kiedykolwiek. Nie miało okien, a jedyny obecny w nim obraz był prawdziwym olejem na płótnie. Przedstawiał magnoliowe ogrody, które mijała na zewnątrz.

Na nakrytym obrusem stole stała porcelanowa zastawa, obok leżały sztućce. Riley usiadła na stojącym naprzeciwko wejścia krześle z aksamitnym obiciem.

Ciekawe, kiedy pojawi się senator? O ile w ogóle przyjdzie, pomyślała.

Nie miała najmniejszego powodu podejrzewać, że się nie zjawi. Jednak cała sytuacja wydawała się jej tak nierealna, że Riley nie miała pojęcia, czego można się spodziewać.

Kelner w białym garniturze postawił przed nią na stole przed tacę z serami i mieszanką krakersów.

– Czy życzy sobie pani coś do picia? – zapytał uprzejmie.

– Tylko wodę. Dziękuję – odparła Riley.

Kelner wyszedł i powrócił błyskawicznie ze szklanym dzbankiem z wodą i dwiema szklankami do kompletu. Nalał wodę do jednej, drugą postawił na stole.

Riley zanurzyła usta. Musiała przyznać, że trzymanie eleganckiej szklanki całkiem się jej podoba.

Senator przybył po minucie czy dwóch, jak zawsze surowy i chłodny. Zamknął za sobą drzwi i usiadł naprzeciwko Riley.

– Cieszę się, że pani przyjechała, agentko Paige – powiedział. – Przyniosłem coś dla pani.

Bez zbędnych ceregieli położył na stole gruby notes w skórzanej oprawie.

Riley spojrzała z niepokojem. Przypomniała sobie listę wrogów, którą wręczył jej przy pierwszym spotkaniu. Czy to będzie coś równie problematycznego?

– Co to takiego? – zapytała.

– Pamiętnik mojej córki – odparł Newbrough. – Zabrałem go z jej domu po tym, jak ją… znaleziono. Zabrałem, bo nie chciałem, żeby ktokolwiek to zobaczył. Nie wiem, co jest w środku. Nie przeczytałem go. Jestem jednak pewien, że zawiera rzeczy, których wolałbym nie upubliczniać.

Riley nie wiedziała, co powiedzieć. Po co on jej to daje? Newbrough ostrożnie dobierał słowa. Od ich pierwszego spotkania Riley miała pewność, że zataja przed nią jakieś informacje. I ogromną nadzieję, że teraz wyjawi jej wszystko.

– Moja córka miała w ostatnim roku swojego życia problemy z narkotykami – odezwał się wreszcie. – Kokaina, heroina, ecstasy. Różne twarde rzeczy. To był jeden z powodów rozpadu jej małżeństwa. Tuż przed śmiercią Reby jej matka i ja mieliśmy nadzieję, że ona wkrótce z tego wyjdzie. – Zamilkł i zapatrzył się w pamiętnik. – Na początku myślałem, że jej śmierć była jakoś z tym związana – podjął. – Dilerzy i ich klienci w jej kręgu to były nieciekawe typy. Nie chciałem, żeby to wyszło. Jestem pewien, że pani to rozumie.

Riley nie miała pojęcia, czy rozumie. Ale z pewnością była zaskoczona.

– Narkotyki nie miały żadnego związku ze śmiercią pańskiej córki – oświadczyła.

– Teraz to wiem – powiedział Newbrough. – Znaleziono kolejną martwą kobietę, prawda? I niewątpliwie będą kolejne ofiary. Okazuje się, że się myliłem, twierdząc, że śmierć Reby była związana ze mną lub z moją rodziną.

Riley opadła szczęka. Jak często ten skrajny egoista przyznawał się do błędu w jakiejkolwiek kwestii?

Senator poklepał dłonią pamiętnik.

– Proszę go wziąć. Może znajdzie tam pani jakieś informacje, które pomogą w rozwiązaniu sprawy.

– Nie prowadzę już tej sprawy, senatorze – przypomniała mu Riley, pozwalając sobie na kroplę goryczy. – Myślę, że wie pan, że zwolniono mnie z FBI.

– Ach tak. – Zatroskany Newbrough pochylił głowę. – Obawiam się, że to przez mój błąd. Ale nie jest to nic, czego nie mógłbym naprawić. Zostanie pani przywrócona do służby. Proszę mi tylko dać na to chwilę. Tymczasem mam nadzieję, że zrobi pani z tego użytek.

Zaskoczenie było ogromne. Riley wzięła głęboki oddech.

– Senatorze, chyba należą się panu ode mnie przeprosiny. Ja… Ja nie byłam w najlepszej formie podczas naszego ostatniego spotkania. Wracałam właśnie z pogrzebu przyjaciółki, cała roztrzęsiona. Mówiłam rzeczy, których nie powinnam była mówić.

Newbrough skinął głową z aprobatą, sam jednak nie przejawiał chęci do pokajania się, choć Riley uważała, że powinien. Musiała zadowolić się przyznaniem do błędu. Przynajmniej próbował coś naprawić. To i tak znaczyło więcej niż przeprosiny.

Riley wzięła pamiętnik, ale go nie otworzyła.

– Jest jedna jedna rzecz, o którą chciałabym zapytać, senatorze – powiedziała. – Dlaczego daje pan to mnie, a nie agentowi Walderowi?

Na ustach Newbrougha zaigrał uśmieszek.

– Bo dowiedziałem się o pani jednej rzeczy, agentko Paige – odparł. – Że nie jest pani niczyim sługusem.

Riley zatkało. Ten nagły szacunek ze strony człowieka, który przedtem zdawał się szanować wyłącznie samego siebie, zwyczajnie ją zadziwił.

– Może ma pani ochotę zjeść lunch? – zapytał senator.

Po krótkiej chwili namysłu Riley stwierdziła, że choć Newbrough zmienił zdanie, ona wciąż nie czuje się przy nim komfortowo. Senator pozostał zimnym, szorstkim i nieprzyjemnym człowiekiem. Poza tym musiała pracować.

– Pójdę już, jeśli pan pozwoli – powiedziała. I dodała, wskazując na pamiętnik: – Muszę niezwłocznie zrobić z tego użytek. Nie ma czasu do stracenia. A, i oczywiście nie pozwolę, żeby jakiekolwiek informacje, które tu znajdę, ujrzały światło dzienne.

– Będę wdzięczny.

Kiedy opuszczała jadalnię, elegancko wstał z krzesła.

Przed budynkiem Riley wręczyła chłopakowi z obsługi kartę. Czekając, aż przyprowadzi jej auto, otworzyła pamiętnik.

Kartkując go, zauważyła od razu, że Reba Frye dość dużo pisała o zażywaniu nielegalnych narkotyków. Odniosła także wrażenie, że była bardzo zapatrzoną w siebie kobietą, która wydawała się mieć obsesję na punkcie najdrobniejszych nawet przejawów urazy bądź niechęci. Ale w końcu od tego chyba są pamiętniki?, pomyślała. Po to, żeby każdy miał prawo do bycia egocentrykiem.

Poza tym, nawet jeśli Reba była równie narcystyczna, jak jej ojciec, z pewnością nie zasługiwała na tak okrutny los.

Riley przypomniała sobie martwe ciało na zdjęciach i przebiegł ją dreszcz.

 

Jej samochód stał już zaparkowany na żwirowym podjeździe, ale Riley zignorowała obsługę, pochłonięta czytaniem. Stała i drżącymi palcami odwracała kartki aż do końca, szukając desperacko jakiejś wzmianki o zabójcy. O czymkolwiek. Jakiejkolwiek wskazówki. I z żalem stwierdziła, że nie ma tam niczego.

Opuściła ciężki notatnik z uczuciem porażki. Kolejny ślepy zaułek był nie do zniesienia.

I wtedy spomiędzy kartek wysunął się mały świstek papieru. Riley chwyciła go i spojrzała.

Jej serce przestało bić.

Kompletnie zszokowana upuściła pamiętnik.

Miała w ręku paragon.

Dowód zakupu lalki.

ROZDZIAŁ 31

Nareszcie!

Po tych wszystkich fałszywych tropach Riley ledwie mogła uwierzyć w to, co właśnie trzymała w ręku. U góry odręcznie wypisanego paragonu znajdowały się adres i nazwa.

Madeline’s Fashions, Shellysford, Wirginia.

Zdecydowanie nie pasuje do sklepu z zabawkami, pomyślała.

Odnalazła w telefonie stronę internetową. I zdumiała się na widok asortymentu.

Sklep z modą damską.

Po dokładniejszym przyjrzeniu się stronie okazało się jednak, że są w nim sprzedawane również lalki kolekcjonerskie. Można je było zobaczyć tylko po wcześniejszym umówieniu wizyty.

Riley poczuła ciarki na plecach.

To musi być to miejsce!

Niecierpliwie zaczęła na nowo przerzucać kartki w poszukiwaniu strony z datą widniejącą na paragonie.

Kupiłam właśnie idealną lalkę dla Debbie. Ma urodziny dopiero za miesiąc, ale tak trudno trafić z prezentem!

To było to, czarno na białym. Reba Frye kupiła swojej córce lalkę w sklepie w Shellysford! Riley była pewna, że wszystkie inne ofiary też kupowały w tym miejscu. I że to tam wypatrzył je morderca.

Otworzyła w telefonie mapę i zobaczyła, że Shellysford jest oddalone o godzinę drogi od miejsca, w którym znajdowała się teraz. Musiała tam dotrzeć najszybciej, jak się da. Jeśli się nie myliła, morderca już miał na oku kolejną ofiarę.

Musiała jednak zgromadzić nieco informacji. No i wykonać bolesny telefon, który odwlekała już zbyt długo.

Wzięła kluczyki od skonsternowanego chłopca z obsługi, wskoczyła do auta i ruszyła z piskiem opon po wypieszczonym podjeździe. Gdy wyjechała za bramę, wybrała numer Billa, zastanawiając się, czy on w ogóle odbierze. Nie zdziwiłaby się, gdyby już nigdy nie zechciał z nią rozmawiać.

Na dźwięk jego głosu poczuła ulgę.

– Halo?

Serce Riley wywinęło koziołka. Większa była ulga czy strach?

– Bill, mówi Riley – powiedziała.

– Wiem, kto mówi – odparł.

Zapadła cisza.

Nie pójdzie łatwo. Riley wiedziała, że nie zasługuje na to, żeby poszło.

– Bill, nie wiem od czego zacząć… – Przez ściśnięte z emocji gardło z trudem przechodziły słowa. – Tak bardzo, bardzo cię przepraszam. Po prostu… Wiesz, wszystko się tak pokomplikowało… Po prostu zgłupiałam.

– I byłaś pijana – wtrącił Bill.

Riley westchnęła żałośnie.

– Tak, byłam pijana – przyznała. – Przepraszam. Mam nadzieję, że zdołasz mi wybaczyć. Tak bardzo cię przepraszam.

Znowu zapadła cisza.

– W porządku – powiedział w końcu.

Riley zamarła. Znała Billa lepiej niż kogokolwiek na świecie i wiedziała, że te dwa krótkie słowa mogą mieć milion znaczeń. Nie wybaczył jej i nawet nie przyjął jej przeprosin. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Jedyne, co zrobił, to potwierdził, że przyjął te przeprosiny do wiadomości.

Tak czy inaczej nie był to czas na wyjaśnienia. Trzeba było pozałatwiać dużo ważniejsze sprawy.

– Bill, wpadłam na trop – oznajmiła.

– Co takiego? – zapytał zaskoczony.

– Znalazłam ten sklep.

Tym razem Bill był zaniepokojony.

– Riley, czyś ty zwariowała? Co ty robisz, dalej pracujesz nad tą sprawą? Walder cię zwolnił, na miłość boską!

– A do czego mi niby jego pozwolenie? Zresztą nieważne. Wygląda na to, że zostanę przywrócona do służby.

Bill parsknął z niedowierzaniem.

– Kto tak powiedział?

– Newbrough.

– O czym ty mówisz? – Bill był coraz bardziej rozdrażniony. – Chryste, Riley, nie pojechałaś chyba do jego domu?

Riley plątały się myśli. Za długo by wyjaśniać. Musiała trzymać się najważniejszego.

– Nie. I tym razem zachowywał się inaczej – powiedziała. – Było dziwnie, ale nie chcę teraz o tym rozmawiać. Newbrough dostarczył mi nowych informacji. Bill, Reba Frye kupiła lalkę w sklepie w Shellysford! Mam dowód. Mam nazwę sklepu.

– To nie ma sensu – osadził ją Bill. – Nasi agenci przeczesali cały ten teren. Byli w każdym miasteczku. Chyba nawet nie znaleźli żadnego sklepu z lalkami w Shellysford.

Riley z coraz większym trudem panowała nad emocjami.

– Bo tam nie ma takiego sklepu!– Jest za to sklep z ubraniami, który sprzedaje też lalki. Tyle że na ich oglądanie trzeba się umówić. Nazywa się Madeline’s Fashions. Jesteś teraz w biurze?

– Tak, ale…

– Więc poproś kogoś, żeby sprawdził to miejsce. Dowiedz się wszystkiego, czego możesz, o osobach, które kiedykolwiek tam pracowały. Właśnie tam jadę.

– Riley, nie! – zaprotestował gwałtownie. – Nie masz zezwolenia! Nie masz nawet odznaki. Co jeśli trafisz na tego gościa? On na pewno jest niebezpieczny. A Walder pozbawił cię broni.

– Mam własny pistolet!

– Ale nie będziesz mogła nikogo zatrzymać.

– Zrobię to, co trzeba – warknęła Riley. – Być może grozi niebezpieczeństwo kolejnej osobie.

– Mnie się to nie podoba… – W głosie Billa słychać było rezygnację.

Riley rozłączyła się i wcisnęła gaz.

*

Bill siedział w biurze, zagapiony z głupią miną w wyświetlacz. Zdał sobie sprawę, że drżą mu ręce. Nie do końca wiedział czemu. Złość i frustracja czy strach o Riley? I o to, że ona może zrobić coś lekkomyślnego.

Po tamtym telefonie po pijaku, dwie noce temu, był zdezorientowany i załamany. Większa niż standardowa bliskość partnerów w służbach mundurowych była zjawiskiem powszechnym. Nierzadko większa niż ta w związkach. Bill już od dawna czuł ją w relacji z Riley. Jak z nikim innym w jego życiu.

Tyle że w ich robocie nie było miejsca na romans. Komplikacje czy momenty zawahania w pracy mogły mieć katastrofalne skutki. Zawsze zachowywał się wobec Riley profesjonalnie i zawsze wiedział, że może liczyć na to samo po drugiej stronie.

A teraz go zawiodła.

Cóż, była z pewnością świadoma popełnionego błędu. Ale co miała na myśli, mówiąc, że zostanie przywrócona do służby? Czyżby znów mieliby razem pracować? Nie był pewien, czy tego chce. A może ich dynamiczna i komfortowa relacja zawodowa została zrujnowana raz na zawsze?

Teraz jednak nie było się tym co przejmować. Riley poprosiła, żeby sprawdził dane o pracownikach sklepu z lalkami. Przekaże to dalej, ale nie do Carla Waldera.

Wybrał numer do agenta specjalnego Brenta Mereditha. Nie było go wśród oficjalnie przydzielonych do tej sprawy, ale Bill wiedział, że pomoże.

Planował odbyć szybką i konkretną rozmowę, bo musiał natychmiast pojechać do Shellysford. Mógł jedynie mieć nadzieję, że zdąży tam dotrzeć, zanim Riley Paige zrobi coś głupiego.

Na przykład pozwoli się zabić.

ROZDZIAŁ 32

Kiedy Riley wjeżdżała do Shellysford, maleńkiej mieściny, jej serce waliło z niecierpliwości jak młotem.

Sklep Madeline’s Fashions nietrudno było zlokalizować. Na eleganckiej głównej ulicy od razu rzucała się w oczy wypisana na witrynie nazwa. Miasteczko okazało się nieco bardziej zamożne, niż spodziewała się Riley. Niektóre budynki, wyglądające na zabytkowe, zachowały się w dobrym stanie. Gustownie wyglądający sklep z odzieżą świetnie pasował do bogatego otoczenia.

Riley zaparkowała przed nim przy krawężniku, wysiadła i rozejrzała się dokoła. Natychmiast zauważyła, że jeden z manekinów na wystawie sklepu ma w ręku lalkę-księżniczkę, ubraną w różową sukienkę, z błyszczącym diademem na głowie. Agenci przeszukujący tę okolicę mogli to jednak uznać za zwykłą dekorację, mimo że na szybie widniał malutki napis mówiący coś innego: „Kolekcjonerskie lalki. Umów wizytę”.

Gdy Riley wchodziła do środka, zadźwięczał dzwonek nad drzwiami, a kobieta za ladą spojrzała w jej stronę. Wyglądała na osobę w średnim wieku, lecz była wyjątkowo pełna życia. Miała siwiejące, ale grube i zdrowe włosy.

Riley rozważyła możliwości. Musiała działać z wyczuciem, choć wcześniej udawało się jej już rozmawiać z właścicielami innych sklepów bez odznaki. Absolutnie nie chciała spłoszyć tej kobiety.

– Przepraszam – powiedziała. – Czy to pani ma na imię Madeline?

Kobieta się uśmiechnęła.

– Cóż, nazywam się Mildred, ale mówią na mnie Madeline. I takie imię bardziej pasuje do nazwy sklepu. „Mildred’s Fashions” już nie brzmiałoby tak samo, prawda? – Zachichotała i puściła oko. – Nie przyciągnęłoby klienteli, jakiej szukam.

Na razie idzie nieźle, pomyślała Riley. Kobieta była otwarta i rozmowna.

– Ładnie tutaj. – Rozejrzała się po wnętrzu. – Pewnie ma pani dużo pracy. Ktoś pani pomaga? Na pewno nie robi pani wszystkiego sama.

Kobieta wzruszyła ramionami.

– Zazwyczaj tak – odparła. – Czasem przychodzi jedna taka nastolatka i pracuje na kasie, a ja wtedy obsługuję klientów. Dziś jednak nie ma ruchu. Dałam jej wolne.

Nie przestając obmyślać, jak rozegrać sprawę, Riley podeszła do wieszaka i zaczęła przeglądać towar.

– Piękne stroje. Niewiele sklepów sprzedaje takie sukienki.

Madeline wyglądała na zadowoloną.

– Fakt, raczej się tego nie znajdzie w innych miejscach. To luksusowa odzież, ale kupowana w outletach, kiedy kończy się jakaś linia. Według standardów dużego miasta te rzeczy to już miniony sezon. – Znów przymrużyła oko z uśmiechem. – Ale w małym miasteczku, jak Shellysford… No cóż, te rzeczy to praktycznie najnowszy krzyk mody.

Zdjęła ze stojaka koktajlową sukienkę w odcieniu lawendy.

– Ślicznie by pani w niej wyglądała – stwierdziła. – Ten kolor idealnie pasuje do pani cery. Do osobowości także, jak sądzę.

Riley była innego zdania. Co więcej, nie widziała się w żadnym z ubrań z tego wytwornego sklepiku. Była jednak pewna, że ta sukienka dużo bardziej pasowałaby do country clubu niż to, co właśnie miała na sobie.

– Właściwie – powiedziała Riley – liczyłam na to, że będę mogła zobaczyć pani kolekcję lalek.

Madeline wyglądała na nieco zaskoczoną.

– Czy umówiła pani wcześniej wizytę? – zapytała. – Jeśli tak, to kompletnie o tym zapomniałam. A jak się pani dowiedziała o naszej kolekcji?

Riley wyjęła z torebki paragon.

– Ktoś dał mi to. – Pokazała.

– Ach, z polecenia. – Uśmiechnęła się Madeline. – Cóż, w takim wypadku mogę zrobić wyjątek.

Przeszła na koniec sklepu i otworzyła szerokie drzwi harmonijkowe.

Znalazły się w niewielkim magazynie, gdzie na półkach siedziały w szeregach lalki, a na kilku stojakach obok leżały lalkowe akcesoria.

– Założyłam to jako dodatkowy biznes lata temu – powiedziała Madeline. – Miałam okazję wykupić towar od producenta, który wypadł z rynku. To był mój kuzyn, więc kiedy zamknął interes, zaoferował mi dobrą cenę. Cieszę się, że mogę oferować te perełki moim klientom.

Madeline wzięła do ręki jedną z lalek i spojrzała na nią z dumą.

– Czyż nie są śliczne? – zapytała. – Małe dziewczynki je kochają. Ich rodzice też. Tych zabawek już się nie produkuje, więc to prawdziwe okazy kolekcjonerskie, choć nie antyki. Proszę tylko popatrzeć na te kostiumy. Pasują na każdą z moich lalek.

Lalki na półkach wyglądały bardzo podobnie. Różniły się tylko kolorem włosów i ubraniem. Niektóre miały na sobie współczesne sukienki, inne suknie bajkowych księżniczek, jeszcze inne stroje historyczne. Pośród akcesoriów Riley zauważyła mebelki dopasowane do każdego stylu.

Każda z zabawek kosztowała powyżej stu dolarów.

– Mam nadzieję, że rozumie pani, dlaczego ta sekcja jest zamknięta? – powiedziała Madeline. – Większość klientów z ulicy nie szuka lalek. A teraz tylko między nami… – dodała, ściszając głos do szeptu. – Wiele z tych małych elementów bardzo łatwo jest ukraść. Muszę uważać, komu je pokazuję. – A tak w ogóle to jak się pani nazywa? – zapytała, napuszając sukienkę jednej z lalek. – Lubię znać nazwiska wszystkich moich klientów.

– Riley Paige.

Madeline zmrużyła pytająco oczy i uśmiechnęła się łagodnie.

– A osoba, która panią poleciła?

– Reba Frye – odparła Riley.

Twarz kobiety spoważniała.

– O rany… Córka senatora. Pamiętam, kiedy tu była. I słyszałam o… – Madeline zamilkła na moment. – O rany! – powtórzyła, smutno kiwając głową.

A potem przyjrzała się Riley uważnie.

 

– Proszę mi tylko nie mówić, że jest pani reporterką – odezwała się. – Bo jeśli tak, jestem zmuszona poprosić, żeby pani wyszła. To byłaby bardzo zła reklama dla mojego sklepu.

– Nie. Jestem agentką FBI – powiedziała Riley. – Prawdę mówiąc, jestem tutaj, bo pracuję nad sprawą zabójstwa Reby Frye. Spotkałam się przed chwilą z jej ojcem, senatorem Newbroughiem. To on dał mi ten paragon. Dlatego tutaj jestem.

Madeline wyglądała na coraz bardziej zaniepokojoną.

– Może mi pani pokazać odznakę? – zapytała.

Riley ledwie powstrzymała westchnienie. Musi się z tego się jakoś wykręcić. Musi skłamać. Przynajmniej trochę.

– Nie jestem na służbie – odparła. – Agenci nie noszą odznak poza godzinami pracy. Standardowa procedura. Przyjechałam sama, żeby sprawdzić, czy dowiem się czegokolwiek.

Madeline przytaknęła ze zrozumieniem. Wydawało się, że uwierzyła albo że przynajmniej chce wierzyć.

Riley starała się nie okazać ulgi.

– Jak mogę pani pomóc? – zapytała Madeline.

– Proszę mi powiedzieć wszystko, co pani pomięta z tamtego dnia. Kto jeszcze był w tutaj? Ilu miała pani klientów?

Madeline wyciągnęła rękę.

– Czy mogę zobaczyć ten paragon? Chcę sprawdzić datę.

Riley podała jej karteluszek.

– Ach tak, pamiętam! To był zwariowany dzień, kilka tygodni temu.

Riley zastrzygła uszami.

– Zwariowany? – zapytała. – Dlaczego?

Madeline zmarszczyła czoło, próbując przypomnieć sobie szczegóły.

– Przyszedł kolekcjoner – powiedziała wreszcie. – I kupił za jednym zamachem dwadzieścia lalek. Byłam zaskoczona, że ma tyle pieniędzy, bo nie wyglądał na bogacza. Był takim raczej smutnym starszym panem. Dałam mu rabat. No i zanim ja i moja pomocnica wbiłyśmy wszystkie lalki na kasę, zrobiło się zamieszanie. Nie jesteśmy przyzwyczajone do aż takich zakupów. Przez chwilę panował kompletny chaos.

Ożywiony umysł Riley zapamiętywał wszystkie informacje.

– Czy Reba Frye była w sklepie w tym samym czasie co ten mężczyzna?

Madeline przytaknęła.

– Tak. A czemu… No, skoro już pani pyta, to stała dokładnie tutaj.

– Czy ma pani spis swoich klientów? – zapytała Riley. – Z danymi kontaktowymi?

– Owszem – odparła Madeline.

– Muszę sprawdzić nazwisko i adres tego człowieka – powiedziała Riley. – To bardzo ważne.

Twarz Madeline stawała się coraz bardziej czujna.

– Powiedziała pani, że to senator dał pani ten rachunek…

– A skąd bym go miała?

– Jestem pewna, że to prawda, ale mimo wszystko… – Pokiwała głową Madeline. Zamilkła na chwilę. –Przepraszam – odparła – ale nie mogę tego zrobić. Nie wolno pani sprawdzać tych danych. Nawet nie ma pani odznaki, a moim klientom należy się ochrona prywatności. Nie mogę udostępniać ich danych bez nakazu. Przykro mi, ale uważam, że to nie w porządku. Mam nadzieję, że pani zrozumie.

Riley głęboko wciągnęła powietrze i oceniła sytuację. Nie miała wątpliwości, że Bill pojawi się tutaj tak szybko, jak tylko będzie mógł. Tylko kiedy to nastąpi? I czy ta kobieta wciąż będzie nalegać na nakaz? Ile czasu mogłoby zająć jego uzyskanie?

Jedyna pewność, jaką miała Riley, związana była z faktem, że czyjeś życie mogło w każdej chwili zawisnąć na włosku.

– Rozumiem – powiedziała. – A czy pozwoli mi się pani trochę rozejrzeć? Może znajdę jakieś wskazówki.

Madeline skinęła głową.

– Oczywiście – odparła. – Proszę się wcale nie śpieszyć.

W głowie Riley niemal natychmiast wykluł się plan odwrócenia uwagi właścicielki. Podczas gdy Madeline porządkowała akcesoria dla lalek, Riley sięgnęła do jednej z górnych półek, udając, że chce zdjąć którąś księżniczkę. Niby przez nieuwagę strąciła na podłogę cały ich rządek.

– Och! – powiedziała. – Przepraszam!

Cofając się w najbardziej niezgrabny z możliwych sposobów, wpadła na stojak z akcesoriami. Drobiazgi wylądowały obok lalek.

– Och! Tak bardzo przepraszam!

– Nic się nie stało. – W głosie Madeline brzmiało zdenerwowanie. – Ja… Ja posprzątam. Sama.

Zaczęła zbierać porozrzucany towar.

Riley pośpiesznie przeszła sklepu i podeszła do lady. Rzuciła okiem, żeby sprawdzić, czy Madeline nie patrzy, i szybko przejrzała półki pod blatem.

Tuż pod kasą znalazła rejestr klientów.

Przewracała kartki drżącymi palcami. Odnalazła datę, nazwisko mężczyzny i jego adres. Nie zdążyłaby zapisać danych, więc postarała się je zapamiętać.

Zaledwie wyszła zza kontuaru, Madeline powróciła z zaplecza. Patrzyła podejrzliwie.

– Będzie lepiej, jeśli już sobie pani pójdzie – powiedziała. – Proszę wrócić z nakazem, wówczas będę mogła pani pomóc. Naturalnie zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby pomóc senatorowi i jego rodzinie. Jednak w tym momencie… Cóż, myślę, że lepiej będzie, jeśli się pożegnamy.

Riley ruszyła prosto do drzwi.

– Ja… – zająknęła się. – Ja rozumiem. I bardzo przepraszam.

Pośpieszyła do auta. Ledwie wsiadła, wyjęła telefon i wystukała numer Billa.

– Mam jego nazwisko! – niemal krzyknęła, kiedy odebrał. – Nazywa się Gerald Cosgrove. I mam jego adres!

Riley dyktowała z pamięci, z duszą na ramieniu, czy zapamiętała poprawnie.

– Jestem o kilka minut od ciebie – powiedział Bill. – Przekażę jego dane i adres, zobaczymy jakie informacje na jego temat ma FBI. Zaraz do ciebie oddzwonię.

Rozłączył się.

Riley siedziała jak na szpilkach. Zerknęła na witrynę i tuż za szybą dostrzegła obserwującą ją podejrzliwie Madeline. Wcale jej to nie zdziwiło. Wiedziała, że zachowuje się co najmniej dziwnie.

Telefon zabrzęczał. Riley odebrała.

– Bingo – powiedział Bill. – Facet jest notowany za przestępstwa na tle seksualnym. Adres, który mi podałaś, jest blisko. A ty trochę bliżej niż ja.

– Już tam jadę! – Riley wcisnęła pedał gazu.

– Na miłość boską, Riley, nie sama! – zawołał. – Poczekaj na mnie na zewnątrz! Słyszysz?

Rozłączyła się i ruszyła. Nie mogła czekać.

*

Niecały kwadrans później dojechała do piaszczystej działki na odludziu, w której centrum stała duża przyczepa kempingowa. Zaparkowała i wysiadła.

Na ulicy przed posesją zauważyła jakieś stare auto, ale w niczym nie przypominało pick-upa opisanego przez świadka po porwaniu Cindy MacKinnon. Oczywiście Cosgrove mógł go trzymać w całkiem innym miejscu. A może porzucił ze strachu, że zostanie namierzony?

Riley poczuła dreszcz na widok kilku szop w głębi działki, zamkniętych na kłódki. Czy to tam sprawca przetrzymywał kobiety? Czy w tej chwili też kogoś więził, torturował i planował zabić?

Rozejrzała się po okolicy. Działka nie była aż tak bardzo odizolowana, jak się wydawało. Całkiem niedaleko znajdowało się kilka domów, zarówno tradycyjnych, jak i tych na kółkach. Lecz nie wyglądało na to, że stoją wystarczająco blisko, żeby ktokolwiek usłyszał kobiece krzyki dochodzące z którejś z szop.

Riley wyciągnęła broń i zbliżyła się do przyczepy.

Posadowiono ją na stałych fundamentach. Najprawdopodobniej tkwiła w tym miejscu od lat. Dawno temu ktoś założył wzdłuż niej rabatkę z kwiatami, zapewne żeby było bardziej po domowemu. Teraz tę rabatkę porastały chwasty.

Jak na razie nic nie pasowało do wyobrażenia, jakie miała o tym miejscu Riley. Choć uważała, że trafiła w dziesiątkę.

– Skończyło się dobre, sukinsynu! – wymamrotała pod nosem. – Już nikogo więcej nie skrzywdzisz.

Podeszła do przyczepy i załomotała w metalowe drzwi.

– Gerald Cosgrove! – zawołała. – FBI! Otwieraj!

Nikt nie odpowiedział.

Riley wspięła się na schodki z pustaków i zajrzała przez szybkę w drzwiach. To, co zobaczyła w środku, zmroziło jej krew w żyłach.

Wnętrze zdawało się pękać w szwach od lalek. Ani żywej duszy, same lalki. We wszystkich możliwych kształtach i rozmiarach.

Riley szarpnęła za klamkę, ale drzwi okazały się zamknięte na klucz. Załomotała ponownie.

Tym razem usłyszała męski głos.

– Odejdź. Daj mi spokój. Nic nie zrobiłem.

Riley miała wrażenie, że w środku dostrzega jakiś ruch. Drzwi od przyczepy otwierały się na zewnątrz, więc nie mogła ich wyważyć. Wymierzyła z pistoletu w zamek i strzeliła.

Drzwi stanęły otworem. Riley wpadła do ciasnego pomieszczenia.

Lalek musiały być setki. Dosłownie wszędzie – na półkach, na stołach, nawet na podłodze.

Riley zajęło chwilę zauważenie pośród nich człowieka kulącego się ze strachu przy przepierzeniu.

– Nie strzelaj! – błagał, trzymając w górze drżące ręce. – Niczego nie zrobiłem! Nie zabijaj mnie!

Riley podeszła i szarpnęła, żeby wstał. Wykręciła mu rękę na plecy, schowała pistolet do kabury i wyjęła kajdanki.

– Druga ręka – powiedziała.

Roztrzęsiony Cosgrove bez oporu usłuchał polecenia. Po chwili siedział skuty w dziwacznej pozie na krześle.

Był wątłym mężczyzną po sześćdziesiątce. Miał cienkie siwe włosy. Cały we łzach wyglądał żałośnie. Riley jednak nie odczuwała dla niego ani krzty współczucia. Te wszystkie lalki wystarczały, by uznała go za skrzywionego psychicznie dewianta.

Купите 3 книги одновременно и выберите четвёртую в подарок!

Чтобы воспользоваться акцией, добавьте нужные книги в корзину. Сделать это можно на странице каждой книги, либо в общем списке:

  1. Нажмите на многоточие
    рядом с книгой
  2. Выберите пункт
    «Добавить в корзину»