Бесплатно

Poglądy księdza Hieronima Coignarda

Текст
0
Отзывы
iOSAndroidWindows Phone
Куда отправить ссылку на приложение?
Не закрывайте это окно, пока не введёте код в мобильном устройстве
ПовторитьСсылка отправлена
Отметить прочитанной
Шрифт:Меньше АаБольше Аа

X. Armia

Stojąc przy Pont-Neuf, usłyszeliśmy łomot bębna. Była to pobudka podoficera werbunkowego. Stał na środku placu, ująwszy się pod boki w bohaterskiej postawie, mając za sobą oddział złożony z tuzina żołnierzy z kiełbasami i bułkami natkniętymi na bagnetach muszkietów. Otaczała ich grupa obszarpańców i uliczników z otwartymi gębami.

Podoficer pokręcił wąsa i wygłosił mowę.

– Nie słuchajmy go! – powiedział mistrz. – Szkoda czasu. Sierżant ów przemawia imieniem króla, przeto nie zdobędzie się na nic rozsądnego. Jeśli chcesz posłyszeć mowę genialną na ten sam temat, to udaj się do którejś ze spelunek przy Quai de la Ferraille, gdzie naganiacze państwowi werbują lokai i chamów. Naganiacze owi, będąc łotrami spod ciemnej gwiazdy, z fachu bywają wymowni. Pamiętam, słyszałem czasu mej młodości, jeszcze za nieboszczyka króla, niezrównaną mowę werbunkową, a wypowiedział ją jeden z tych handlarzy mięsem ludzkim, mający sklepik przy Vallée-de-Misère, którą stąd możemy dojrzeć wyraźnie. Werbując ochotników na wyjazd do kolonii, mówił do nich mniej więcej w ten sposób:

„Młodzieńcy, którzy słuchacie słów moich! Sądzę, że doszły was słuchy o Kraju Obfitości. Otóż kraj ten leży w Indiach i tam jechać należy, gdy się chce zyskać szczęście niezmierne. Jeśli zapragniecie złota, pereł czy diamentów, to wystarczy jeno schylić się, bowiem drogi są tam wysadzane owymi marnościami ziemskimi. Co mówię! Nawet schylać się nie trzeba, albowiem od tego są dzicy krajowcy, którzy muszą wam służyć każdej chwili. Nie warto sobie strzępić gęby opowiadaniem, że bez wszelakiej uprawy ni pracy ziemia wydaje tam sama kawę, cytryny, jabłka granatowe, pomarańcze, ananasy i mnóstwo innych wybornych, a nieznanych w naszym nędznym kraju owoców. Jest to raj, i basta. Gdybym wyparzał sobie jadaczkę pustą gadaniną do kobiet i dzieci, opowiadałbym im do rana duby smalone o tych wszystkich smakołykach. Ale mówię do mężczyzn, przeto słuchajcie…”

Pomijam dalsze zachwalania i wywody o sławie i łasce monarszej, ale zaręczam ci, że dorównał w zapale Demostenesowi, a Cyceronowi w obfitości słów, porównań i obrazów. Rezultat był taki, że sześciu czy siedmiu nieszczęśników zgodziło się umrzeć na żółtą febrę w bagnach Indochin. Otóż widzisz, drogi mój chłopcze, że niebezpieczną bronią jest krasomówstwo, którym posługuje się geniusz sztuki zarówno w dobrym, jak i złym celu.

Podziękuj Bogu, Rożenku mój, że nie wyposażył cię talentami żadnego rodzaju, a przeto uchronił od hańby zostania kiedyś szerzycielem nieszczęść pośród ludu. Ulubieńców Opatrzności poznaje się po tym, że nie mają rozumu, ja zaś przekonałem się, iż do nich zaliczać się niestety nie mogę, gdyż owa dość znaczna inteligencja, jaką spodobało się Niebu pokarać mnie, była zawsze i jest dotąd ciągłą przyczyną niebezpieczeństw na tym świecie, a kto wie, czy i w przyszłym życiu nie stanie mi na przeszkodzie.

Cóż by się dopiero działo, gdyby duch i serce takiego Cezara osiedliły się w biednym ciele moim! Żądze me nie znałyby różnic płci i nie znałbym litości! Rozniecałbym wewnątrz i zewnątrz państwa straszliwe wojny. Wspomnieć tu należy, że wielki Cezar miał duszę wykwintną i coś w rodzaju łagodności. Umarł przyzwoicie, zakłuty sztyletem cnotliwego mordercy. O dniu nieszczęsny id marcowych, dniu na wieki przeklęty, w którym przepojone zasadami chamy zniweczyły owego uroczego potwora! Godzien jestem opłakiwać boskiego Cezara po równi z Wenerą, matką jego, a nazywam go potworem z czułości tylko, gdyż w zrównoważonej duszy jego nie było żadnej innej dysharmonii prócz nieokiełznanej żądzy władzy. Miał przyrodzone poczucie rytmu i miary i lubował się czasu swej młodości zupełnie jednako w rozpuście, jak gramatyce. Był krasomówcą, a piękność jego postaci zdobiła umyślną oschłość wywodów. Kochał Kleopatrę z tą samą geometryczną ścisłością, jaką widzimy we wszystkich jego zamierzeniach i czynach. W pismach i działaniu okazał geniusz jasności, był też zwolennikiem pokoju i ładu w samym nawet odmęcie wojny, a przy tym tak wrażliwy na harmonię i zręczny w konstrukcjach jurydycznych, że mimo naszej dotychczasowej barbarii żyjemy ciągle jeszcze pod urokiem majestatu praw jego państwa, które uczyniły świat tym, czym jest obecnie.

Widzisz tedy, synu mój, że nie szczędzę mu pochwał ni uczucia. Jako wódz, dyktator, czy pontifex maximus modelował świat pięknymi rękami swymi. A czymże ja byłem? Profesorem retoryki w kolegium w Beauvais, sekretarzem pewnej śpiewaczki operowej, bibliotekarzem Jego Wielebności księdza biskupa w Séez, pisarzem publicznym przy kostnicy Św. Młodzianków i nauczycielem syna ojca twego w gospodzie „Pod Królową Gęsią Nóżką”. Prócz tego sporządziłem piękny katalog cennych rękopisów, skomponowałem kilka paszkwilów, o których lepiej nie wspominać, oraz skreśliłem na papierze do owijania świec kilkaset maksym, których wydać nie chce żaden nakładca. Mimo to nie zamieniłbym się z Juliuszem Cezarem, gdyż wielki by przez to poniosła despekt niewinność moja, a wolę być raczej człowiekiem ciemnym, biednym i pogardzanym, jak to jest w istocie, niż wznieść się na one wyżyny, z których wskazuje się światu nowe drogi przeznaczenia, krwią zalane.

Ten oto sierżant, drogi Rożenku, którego wrzask aż do nas dochodzi, obiecujący onym biedakom i durniom susa dziennie oraz chleb i mięso, nasuwa mi głębokie refleksje na temat wojny i armii. Różne miałem zawody, prócz żołnierki, gdyż ten fach napawał mnie zawsze obrzydzeniem i strachem, skutkiem złączonego z nim serwilizmu, fałszywego zrozumienia sławy i okrucieństwa. Te rzeczy sprzeczne są wprost z naturą moją, zamiłowaną w pokoju, z namiętnym umiłowaniem wolności oraz nastrojem umysłu, który wie, co sądzić o sławie, i taksuje wedle właściwej miary sławę muszkietera.

Pomijam tu zresztą zamiłowanie nieprzezwyciężone do rozmyślań, któremu by stały bardzo na przeszkodzie ćwiczenia szablą, strzelanie i w ogóle cała musztra. Nie pragnąc zostać Cezarem, rozumiesz, że nie myślę również stać się kapralem Cezara i nie kryję się wcale z tym, iż służba wojskowa wydaje mi się najstraszliwszą zarazą, szalejącą pośród narodów rządzonych systemem policyjnym.

Jest to pogląd filozoficzny, przeto nie może go podzielać znaczna liczba osób, toteż nie zbraknie królom ni republikanom nigdy chyba żołnierzy do parad i do najkrwawszych nawet wojen. Czytałem u Blaizota pod „Obrazem Św. Katarzyny” traktat Makiawela41 i zauważyłem, że jest ślicznie oprawny w pergamin. Wart jest grzechu, drogi chłopcze. Osobiście cenię niezmiernie tego sekretarza stanu florentyńskiej republiki, który pierwszy odjął czynom politycznym ów pozór podstawy sprawiedliwości, o którą oparci władcy – zarówno jak i republiki – popełniali przez całe wieki łajdactwa i zbrodnie. Florentyńczyk ów, widząc, iż ojczyzna wydana jest na łup wojsk najemnych, powziął myśl stworzenia armii narodowej i patriotycznej. Powiedział gdzieś w dziełach swych, że słusznym jest, by wszyscy obywatele przyczyniali się do ubezpieczenia losu kraju, a przeto winni stać się żołnierzami. Słyszałem to w księgarni od pana Roman, który, jak wiesz, jest nader gorliwym obrońcą praw państwa. Idzie mu jeno o dobro ogółu i uczuje się zadowolonym wówczas dopiero, kiedy wszystkie interesy prywatne zostaną złożone w ofierze dobru państwa. Makiawel tedy oraz pan Roman życzą sobie, byśmy wszyscy zostali żołnierzami, ponieważ wszyscy jesteśmy obywatelami. Nie twierdzę, jak oni, by to była rzecz słuszna, ale nie powiem też, iżby to nie miało podstawy, a to dlatego, że słuszność i niesłuszność są to tematy rozumowania i w tych sprawach decyzję przyznaję sofistom.

– Co? – zawołałem przerażony. – Czyż mnie uszy mylą? Twierdzisz, mistrzu, że sprawiedliwość zależy jedynie od rozumowania sofisty, że stwierdzenie, który z postępków naszych jest słuszny, a który nie, zależy jedynie i wyłącznie od argumentów zręcznego logika? Oo… maksyma ta boli mnie srożej, niż to potrafię wypowiedzieć!

– Rożenku, synu mój, nie martw się, ale posłuchaj! Mówiłem wyłącznie o sprawiedliwości ludzkiej, różnej zgoła od nieomylnej sprawiedliwości boskiej, zazwyczaj nawet sprzecznej z tą pierwszą. Ludzie starali się zawsze na drodze roztrząsania rozumowego dojść do ujęcia idei sprawiedliwości i niesprawiedliwości, gdyż ono jedno objąć zdolne jest argumenty za i przeciw. Domyślam się, że chciałbyś oprzeć ideę sprawiedliwości na uczuciu, ale przestrzegam cię, że na tej małej polance zbudować zdołasz co najwyżej niewielką zagrodę, szałas starego Ewandra lub chałupeczkę niską, w której Filemon ściskać może Baucis. Gmach ustawodawstwa i baszta instytucji państwowych muszą mieć obszerniejszą parcelę i silniejsze fundamenty. Sama naiwna prostota przyrodzona niezdolną jest udźwignąć ciężaru straszliwego, toteż owe olbrzymie mury opierają się o podwaliny kłamstw starożytności, a wzniosła je subtelna i okrutna sztuka architektoniczna prawodawców, urzędników i książąt.

Naiwnością jest, Rożenku, mój chłopcze, zadawać sobie pytanie, zali jakaś ustawa jest sprawiedliwa czy nie, a tak właśnie rzecz się ma z obowiązkiem służby wojskowej oraz innymi instytucjami. Nie podobna orzec, czy są dobre, czy złe w zasadzie, gdyż nie ma zasad poza Bogiem, z którego wynika wszystko. Musisz się, drogi synu, bronić przed niewolą tego rodzaju, która polega na słowach i nazwach, a wciąga w swe sidła całe masy ludzi, podających głowy pod nóż z całą uległością. Wiedz, że pojęcie sprawiedliwości nie posiada żadnej treści ni sensu, z wyjątkiem w świętej teologii, gdzie nabiera ścisłego i straszliwego znaczenia.

 

Pan Roman twierdząc, że służba pod rozkazami króla jest obowiązkiem, postępuje jak sofista, a mimo to sądzę, że gdyby król zażądał pewnego dnia od wszystkich obywateli, by stanęli pod bronią, to niezawodnie usłuchaliby, i to nie tylko z uległością, ale nawet z radosnym pośpiechem. Zauważyłem, że żołnierka jest zawodem najnaturalniejszym dla człowieka. Skłania on się ku temu najłatwiej przez wrodzone instynkty i upodobania, zresztą nie zawsze pochwały godne. Toteż z wyjątkiem pewnej liczby wyjątkowych natur, do których się sam zaliczam, człowieka można zdefiniować jako bydlę z muszkietem.

Daj mu jeno piękny uniform, zrób nadzieję, że będzie mordował i rabował, a radość go ogarnie szalona. Stąd też pochodzi, że ogólnie uznajemy państwo militarne za najwyższy typ państwa, co jest o tyle prawdą, że takie państwo jest najstarszą formą, a pierwsi zaraz śmiertelnicy brali się za bary. Państwo militarne jest ponadto najlepiej dostosowane do ludzkiej natury, albowiem myśli się w nim najmniej, a przecież wcale nie jesteśmy na świecie po to, by myśleć.

Myślenie jest to choroba właściwa pewnej liczbie jednostek i gdyby zaraza ta rozpowszechniła się zanadto, to oczywiście rodzaj ludzki musiałby zniknąć z powierzchni ziemi. Żołnierze żyją w kupie, a człowiek jest zwierzęciem stadnym. Mają mundury biało-niebieskie, niebiesko-czerwone, szaro-niebieskie, noszą wstęgi, pióropusze i kokardy, a wszystko to działa na dziewki, tak jak upierzenie koguta na kurę. Idą na wojnę i rabunek, a człowiek z natury swej jest złodziejem, odczuwa żądze, lubi niszczyć, a przy tym lubi również tzw. sławę. Właśnie owo zamiłowanie do sławy skłania nas, Francuzów, do chwytania za broń, zaś nie ulega wątpliwości, iż sławę wojenną opinia publiczna stawia ponad wszystkie inne rodzaje odznaczenia się. Wystarczy ci dla przekonania przeczytać tom historii, a wówczas przebaczysz kapralowi, że nie jest większym od Tytusa Liwiusza filozofem.

XI. Armia (Ciąg dalszy)

Drogi mistrz mój ciągnął dalej tymi słowy:

– Musisz pamiętać, synu drogi, że ludzie, związani ze sobą w ciągu długich wieków w sposób wieloraki łańcuchem, którego zaledwie kilka najbliższych ogniw dostrzegają, przypisują wielkie dostojeństwo i znaczenie zwyczajom i obyczajom, które powstały z bardzo nędznych i barbarzyńskich zaczątków. Nieświadomość ta sprzyja ich pysze. Fundują swą sławę na nędzocie wieków minionych, a już cała dostojność orężna opiera się na dzikości pierwszych wieków, których wspomnienie przetrwało w Biblii oraz u poetów.

Czymże jest w istocie owa dżentelmeneria militarna, z taką dumą wznosząca głowę ponad wszystkie stany, jeśli nie resztką zdegenerowanych, nędznych myśliwców ludów pierwotnych, łowieckich, których tak dokładny obraz kreśli Lukrecjusz, iż nie wiadomo: ludzie są to zali42 wilki? Przedziwna to zaiste farsa, drogi Rożenku mój, że właśnie wojna i polowanie, owe dwie rzeczy, których samo wspomnienie winno by nas przepajać uczuciem hańby i wyrzutów sumienia, albowiem nasuwa na myśl te nędzne konieczności natury oraz zastarzałą złość i dzikość naszą, że, powiadam, właśnie te rzeczy stały się substratem ludzkiej pychy, którą ludy chrześcijańskie kultywują i honorują dalej, wysoko stawiając rzemiosło rzeźnika i kata, o ile tylko trwa od wieków w danym rodzie. Czyż nie szaleństwem jest po prostu, by ludy cywilizowane czciły i wyróżniały swych obywateli wedle ilości morderstw i rzezi, jakich się dopuścili ich przodkowie i jakimi są po prostu dziedzicznie obciążeni?

– Szlachetny mistrzu – spytałem, gdy zamilkł na chwilę – czy nie sądzisz, że rzemiosło żołnierskie cenione jest tak wysoko z powodu niebezpieczeństw, na jakie naraża, oraz odwagi, której wymaga koniecznie i bezwzględnie?

– Chłopcze mój – odparł – jeśli zawód człowieka ma być ceniony wedle stopnia niebezpieczeństwa, na jakie naraża, i w miarę tego stawiany najwyżej, to pierwszymi szlachcicami i diukami państwa winni by być robotnicy i chłopi, gdyż nie zawaham się twierdzić, że robotnik w pracy rękodzielniczej czy kopalni albo na okręcie, a chłop na roli są najbardziej narażeni na śmierć przez wypadek, zatonięcie czy skonanie z głodu. Niebezpieczeństwa, na jakie wystawia się dowódca i żołnierze, są mniejsze co do liczby, a także co do czasu trwania. Żołnierze są wystawieni na pociski i strzały często przez kilka jeno godzin za cały czas służby, a te nawet kule nie zabijają tak pewnie i nieomylnie jak nędza pochłaniająca pokolenia całe. Ludzie są płytcy i lekkomyślni, jeśli otaczają większą sławą czyny żołnierza niż pracę rolnika i wytwórcy dóbr wszelakich, robotnika, a także głupi są straszliwie, stawiając wyżej dzieło zniszczenia, dzieło wojny, od rękodzieł, sztuki i produkcji rolnej.

– Nie sądzisz, szlachetny mistrzu – spytałem – by żołnierze byli niezbędnie potrzebni do ubezpieczenia państwa? Może więc z tego powodu winniśmy im wdzięczność i cześć za wielką, oddaną ogółowi przysługę.

– Prawda, drogi chłopcze! – powiedział mistrz. – Wojna jest jedną z potrzeb ludzkiej natury i nie sposób wyobrazić sobie ludu, który by się nigdy nie bił, to znaczy, by jego członkowie nie mordowali, nie grabili, nie podpalali. Podobnie trudno spotkać księcia, który by nie był poniekąd uzurpatorem. Czyniono by mu ciągłe wymówki i wszyscy by twierdzili, iż nie troszczy się o sławę. Wojna jest tedy ludziom potrzebna, a nawet konieczna. Jest im ona bliższą niż pokój, który też uważać można za odpoczynek pomiędzy dwoma wojnami. Stąd to pochodzi, że książętom starczy najbłahszy pretekst, największe głupstwo, by rzucić swe armie przeciw sobie wzajem. Powołują się na swój honor, którego drażliwość przechodzi wprost granice przyzwoitości. Jedno tchnienie i już powstała straszliwa plama, którą zmyć może jeno krew dziesięciu, dwudziestu, trzydziestu czy nawet stu tysięcy ludzi, oczywiście stosownie do zaludnienia danego państwa.

Na pierwszy zaraz rzut oka niezrozumiałym się to zgoła wydać musi, w jaki sposób może zostać obmyty honor panującego krwią tych nieszczęśników, a raczej od razu spostrzegamy, że są to jeno słowa pozbawione wszelakiego sensu. Tymczasem ludzie z całą gotowością dają się zabijać za te właśnie słowa.

Jeszcze ciekawszym objawem jest, że książę, który ukradnie prowincję drugiemu, dostępuje niemałej sławy zarówno u swego ludu, jak i ludu okradzionego, a taki zamach na własność, który by został u poszczególnych obywateli ukarany ciężkim więzieniem lub śmiercią, staje się zaszczytnym u księcia, chociaż dokonał go na drodze krwawej, rękami swych najemnych zbirów.

Powiedziawszy to, drogi mistrz mój wyjął z kieszeni tabakierkę i zażył szczyptę, tułającą się jeszcze na dnie.

– Więc nie ma wojen sprawiedliwych i wielkich, szlachetnych racji walki? – spytałem.

– Ludy cywilizowane – odparł – uczyniły niesprawiedliwość przyczyną wojny, uczyniły ją krzywdzicielską i niezmiernie okrutną. Pierwsze wojny były to przedsięwzięcia dla osadzenia pewnych plemion na odpowiednich, urodzajnych obszarach. W ten sposób Izraelici podbili ziemię chananejską. Działali pod naporem głodu. Z postępem cywilizacji wojna stała się pogonią za koloniami i rynkami zbytu towarów, jak to widzimy na przykładzie Hiszpanii, Holandii, Anglii i Francji. Pośród innych wojen zdarzało się też często, że cesarze i królowie porywali prowincje zupełnie im niepotrzebne, aby je tylko zniszczyć, wyludnić, bez żadnej dla siebie innej korzyści poza tą jeno może, że stawiali tam piramidy, obeliski czy łuki triumfalne.

Takie nadużycie wojny jest wprost ohydne i wydaje się, jakoby ludy stawały się coraz to gorsze w miarę rozwoju cywilizacji lub też że wojna, będąca istotną koniecznością ludzkiej natury, trwa dalej sama dla siebie, chociaż ustały wszelkie powody staczania bojów.

Pogląd taki dotyka mnie boleśnie, gdyż przez sam stan duchowny i skłonność umysłu mam upodobanie w pokoju i miłości bliźniego. Prócz innych smutków odczuwam jeden jeszcze, mianowicie przygnębia mnie widok pustej tabakierki, a to jest właśnie punkt najdrażliwszy, gdyż ujawnia mi całą nędzę moją.

W celu odwrócenia myśli jego od tej przeciwności losu, a zarazem dla własnej nauki, spytałem, czy wojna domowa nie wydaje mu się najohydniejszym rodzajem walki.

– Jest wstrętna, jak wszystkie, ale nie hańbi tak, jak ludzie głoszą, bo przecież obywatele biorący się za łby mają więcej szans zdania sobie sprawy, dlaczego to czynią, niż w wypadku, kiedy ich pędzą stadami na walkę z ludem innym. Bunty i zaburzenia wewnętrzne mają zazwyczaj źródło w skrajnej nędzy ludu. Są to akty rozpaczy i ostatnia ucieczka nieszczęśników, przez którą zdobyć mogą lepsze warunki życia, a nawet posiąść pewną część władzy. Ale zaznaczyć należy, mój synu, że im słuszniejsze są rewolty, to znaczy, im większa jest nędza mas, tym mniejsze są szanse dla nich wygrania stawki. Ogłodzeni, ogłupieli, zbrojni w samą jeno wściekłość swoją, nie mogą podołać wielkim planom i nie umieją ich przeprowadzić, toteż władca poskramia łatwo tłum nieskoordynowany. Trudniej mu wziąć górę nad zrewoltowanymi możnowładcami, a taki bunt jest wprost haniebny, bo nie ma za sobą prawa konieczności.

Koniec końcem, drogi chłopcze, zarówno domowa jak zewnętrzna wojna jest ohydnym zjawiskiem i doprowadza mnie do obrzydzenia sama myśl o niej.

XII. Armia (Dokończenie)

– Drogi synu – podjął po chwili mistrz – postaram się dać ci całokształt onej hańby i sławy jednocześnie biednych żołnierzy, pełniących służbę u króla. Wojna bezsprzecznie cofa nas wstecz, ku pierwotnemu brutalizmowi, i jest skutkiem tej dzikości, którą posiadamy na równi ze zwierzętami. Nie mam tu na myśli samych jeno potężnych lwów lub zacietrzewionych kogutów, które są niezmiernie dumne z bitek, ale przytoczę bodaj ptaszęta, jak sojki i sikory, o nawyknieniach nadzwyczaj kłótliwych, ba… nawet owady, jak osy i mrówki, staczające ze sobą walki tak zażarte, że nie mamy przykładów podobnych nawet w dziejach rzymskich.

Powód zasadniczy onych starć jest ten sam u człowieka i zwierzęcia. Idzie im o zdobycz lub zapewnienie sobie posiadania łupu, o obronę jamy czy gniazda lub o pozyskanie samicy dla celów rozkoszy i rozmnożenia gatunku. Nie ma najmniejszej różnicy pomiędzy zwierzęciem a człowiekiem w tym wypadku, a porwanie Sabinek żywo przypomina nocne walki jeleni, które posoką swoją roszą lasy nasze. Umiemy tylko ubarwić owe motywy niskie i przyrodzone ideą honoru, o czym gadamy jak najęci, nie licząc się ze ścisłością rozumowania.

Przypisując dzisiaj wojnie motywy szlachetne, dostojne i bohaterskie, operujemy jeno niejasnymi formułami uczuciowymi, niczym więcej. Im mniej prostym, jasnym i określonym jest cel wojny, tym bardziej zasługuje ona na potępienie, a w wypadkach, kiedy ludzie dochodzą do zabijania się wzajem dla samego jeno honoru, musimy tę zbrodnię napiętnować jako straszliwy czyn, jako opętanie rozpaczliwe. Prześcigamy wówczas najdziksze potwory lasów, które nie zadają sobie ran bez rozsądnych powodów. Można w takich razach stwierdzić, że człowiek jest gorszy i bardziej wynaturzony w staczanych przez siebie wojnach od dzikich bawołów i zajadłych mrówek, w bojach, jakie toczą ze sobą.

Nie koniec na tym. Nienawidzę armii nie tyle ze względu na śmierć, jaką sieje wokół, ile z powodu otępienia i głupoty, które idą jej śladem. Nie ma gorszego wroga sztuki i wiedzy od przywódcy najemnych żołdaków lub partyzantów, tym więcej iż zazwyczaj dowódca taki ani trochę wyżej nie stoi intelektualnie od bandy rozbójników, którą prowadzi. Nawyczka narzucania siłą swej woli czyni wojskowego zgoła niewrażliwym na sztukę elokwencji, której źródłem jest potrzeba przekonywania rozumowego. Toteż żołdak szczyci się pogardą słowa i wszelkich wiadomości z zakresu piękna.

Pamiętam wszak, że kiedy byłem bibliotekarzem biskupa w Séez, znałem pewnego kapitana, starego człowieka, osiwiałego w rzemiośle wojennym, posiadającego sławę niezmiernej odwagi i szczycącego się szeroką blizną, przecinającą mu całą twarz. Było to dobre chłopisko; zabił wprawdzie mnóstwo ludzi i zgwałcił kilka tuzinów ślicznych zakonniczek, ale nie uczynił tego przez jakąś specjalną złość. Rozumiał się wcale dobrze na swej sztuce, a nikt mu dorównać nie mógł w dyscyplinie, jaką narzucił swemu pułkowi, który też defilował podczas parady lepiej od wszystkich innych. Poza tym był to człek o złotym sercu i dzielny kompanion do szklanki… ba… nawet do dzbana, co zresztą stwierdziłem sam, stawiając mu nieraz czoło w gospodzie „Pod Siwym Koniem”.

 

Zdarzyło się, że towarzyszyłem mu pewnego dnia (zaprzyjaźniliśmy się bowiem przy szklance), podczas gdy uczył swych ludzi, jak się mają orientować w polu według gwiazd. Wyrecytował im przede wszystkim rozkaz pana Louvois w tej sprawie, który od lat trzydziestu bębnił ciągle, przeto nie pomylił się ni razu, zupełnie jak bym ja nie uczynił omyłki, klepiąc Pater noster lub Ave. Potem oświadczył żołnierzom, że zaczną szukać na niebie gwiazdy biegunowej, której położenie wyznaczają gwiazdy inne, biegnące koło niej, w kierunku przeciwnym od wskazówki zegarka. Mówił, ale nie rozumiał dobrze, co mówi, bo powtórzywszy zdanie dwa czy trzy razy, pochylił się ku mnie i szepnął:

– Psiakrew! Pokaż no mi, księżuniu, tę zatraconą Gwiazdę Polarną. Niech mnie sam Lucyper, władca piekieł, nabije na widły, jeśli potrafię ją odróżnić pośród mnóstwa światełek rozsianych po niebie!

Nauczyłem go pokrótce, jak ma ją znaleźć, w końcu pokazałem palcem.

– Oo… – zawołał zdumiony – ta szelma wisi bardzo wysoko. Można sobie całkiem skręcić kark, chcąc ją dojrzeć z miejsca, na którym się znajdujemy!

Natychmiast dał rozkaz, by pułk cofnął się o pięćdziesiąt kroków wstecz, a to w tym celu, by żołnierze łatwiej mogli dojrzeć Gwiazdę Polarną.

To, co ci opowiadam, mój chłopcze, nie jest zgoła facecją, ale faktem, na który patrzyłem własnymi oczyma. Przyznasz chyba, że ów mąż orężny miał bardzo naiwny pogląd na ustrój świata, a w szczególności na problem paralaksy gwiazd stałych. Mimo to na pięknym, bogato szamerowanym mundurze jego połyskiwały gwiazdy orderów królewskich, a cieszył się w państwie uznaniem nierównie większym niż biedny uczony kapłan.

Otóż tego właśnie chamstwa, panoszącego się w armii, znosić nie mogę!

Mistrz zamilkł na chwilę w celu odsapnięcia, a ja, korzystając z przerwy, zadałem mu pytanie, czy zdaniem jego trzeba mieć dużo inteligencji, by wygrać bitwę. Odpowiedział mi tymi słowy:

– Rożenku! Jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie trudności, towarzyszące ściągnięciu i prowadzeniu wojsk, wiadomości, bez jakich się obejść trudno zarówno w ataku, jak defensywie, oraz zważymy, ile trzeba sprytu i znawstwa dla ułożenia planu, przyjdziemy do przekonania, że zdolnym do przeprowadzenia takiego przedsięwzięcia mógł być jeno taki nadziemski geniusz wojenny jak Cezar, i wydziwić się trudno, że znalazły się po nim umysły zdolne ogarnąć tę moc olbrzymią wiadomości potrzebnych prawdziwemu wojownikowi. Wielki wódz musi znać zarówno ukształtowanie terenu, jak nastrój, obyczaje i rodzaj przemysłu, jakiemu oddaje się ludność. Myślą swą objąć musi nieskończoną niemal ilość drobnych faktów i okoliczności, a z chaosu tego wyprowadzić pogląd prosty i ogarniający wszystko. Plan bywa długo przemyśliwany i naprzód nakreślony, ale wódz musi posiadać zdolność zmienienia go natychmiast w samym ogniu walki i to nagłe objawienie wymaga rozumu wygimnastykowanego i wielkiej odwagi. Myśl tedy wodza porusza się raz powolnym krokiem żółwia, innym znów razem szybuje orlim lotem w przestrzeni. To prawda zupełna i uznaję ją bez zastrzeżeń.

Zważ jednak, drogi chłopcze, że z dwu armii stojących naprzeciw siebie jedna musi być zwyciężoną, z czego wynika, że druga z konieczności zwycięży, choćby dowodzący armią zwycięską nie posiadał wszystkich zalet wielkiego stratega, a nawet choćby nie posiadał żadnej. Zdarzają się dowódcy zdolni, ale zdarzają się też niezasłużenie szczęśliwi, a sława ich nie jest przez to mniejsza. Jakże tedy w owym chaotycznym, zdumiewającym splocie wyróżnić to, co jest wynikiem sztuki, od tego, co przyniósł szczęśliwy przypadek?

Ale odwodzisz mnie od tematu. Rożenku drogi, chciałem ci przedstawić, że wojna dzisiejsza jest hańbą człowieka, a ongi była mu zaszczytem. Ogarnąwszy z konieczności wszystkie państwa, stała się wielką wychowawczynią rodzaju ludzkiego, bo przez nią ludzie nauczyli się cnót, które są konieczne dla zakładania i utrzymywania państw. Ona to nauczyła ich cierpliwości, stanowczości, pogardy niebezpieczeństwa i dostojeństwa ofiary. W dniu, kiedy to pasterze trzód zaczęli toczyć skały olbrzymie, by z nich utworzyć wał ochronny, spoza którego bronili kobiet swych i wołów, w dniu tym powstała pierwsza organizacja społeczna i położone zostały podwaliny postępu wiedzy, sztuki i techniki. Wszystkie wielkie nabytki cywilizacji, jakie dziś posiadamy, więc ojczyzna, miasto, owa dostojna rzecz, którą Rzymianie stawiali powyż bogów i kochali nierównie więcej od nich, Urbs, wszystko to są dary wojny.

Pierwsze miasto była to przestrzeń otoczona obronnym murem i w tej oto twardej kolebce, zlewanej obficie krwią, wypielęgnowane zostały wzniosłe prawa, piękne i użyteczne rzemiosła, wiedza i mądrość. Dlatego Bóg prawdziwy chce, by go zwano Panem Zastępów.

Nie mówię ci, drogi synu, tego wszystkiego po to, byś udał się prosto do onego sierżanta werbunkowego, podpisał deklarację wstąpienia do armii oraz nabrał ochoty zostania bohaterem przy pomocy przeciętnie sześćdziesięciu kijów, odbieranych regularnie co dzień.

Wojna czasów naszych przestała być tym, co ją czyniło wielką, i jest jeno chorobą odziedziczoną nawrotem zbrodniczym ku życiu dzikiemu, karygodnym głupstwem. Książęta współcześni, a zwłaszcza zmarły król cieszyć się będą po wszystkie wieki wielką, pełną sławy hańbą, że uczynili z wojny igraszkę i zabawkę dworów. Smutno mi pomyśleć, iż nie zobaczymy końca owych strasznych rzezi masowych.

Jeśli idzie o przyszłość, ową niezbadaną przyszłość, to nie dziw się, iż patrzę na nią przez pryzmat przyrodzonej łagodności własnej oraz sądzę ją miarą sprawiedliwości. Przyszłość to teren podatny marzeniom, jest to utopijna kraina, w której mędrzec lubi wznosić gmachy wspaniałe. Wierzę, iż ludy będą uprawiać w przyszłości jeno dzieła pokoju, a zwiastunem tego ogólnego uśmierzenia wojen w wiekach następnych są mi wzrastające coraz to bardziej zbrojenia. Armie zwiększają się nieustannie liczebnie i rośnie ich potęga. Niedaleki czas, kiedy całe ludy rzucone zostaną w paszczę tego Molocha, a wówczas potwór zdechnie z przejedzenia, pęknie, utywszy nad miarę.

41Makiawel, właśc. Niccolò Machiavelli (1469–1527) – wł. prawnik i pisarz, autor traktatu o władzy pt. Książę. [przypis edytorski]
42zali (daw.) – czy. [przypis edytorski]

Другие книги автора

Купите 3 книги одновременно и выберите четвёртую в подарок!

Чтобы воспользоваться акцией, добавьте нужные книги в корзину. Сделать это можно на странице каждой книги, либо в общем списке:

  1. Нажмите на многоточие
    рядом с книгой
  2. Выберите пункт
    «Добавить в корзину»