Бесплатно

Miranda

Текст
Автор:
iOSAndroidWindows Phone
Куда отправить ссылку на приложение?
Не закрывайте это окно, пока не введёте код в мобильном устройстве
ПовторитьСсылка отправлена
Отметить прочитанной
Шрифт:Меньше АаБольше Аа

W towarzystwie Oroty i Kaspery powróciłem do Suriawastu; było już po zachodzie słońca i zbliżał się wieczór. Miałem zaś jutro o świcie wyruszyć ku granicom Telurii: odpoczynek był mi bardzo potrzebny i spieszyłem do domu. Młodych rapsodów przedstawiłem Wasiszcie: ci zaś – po krótkiej rozmowie – jęli śpiewać nową pieśń, której się nauczyli o szczęściu wyzwolenia duszy z więzów ciała.

Nazajutrz o świcie armia Słońcogrodzian podzieliła się na dwie dywizje po pięciuset ludzi, z których jedna popłynęła w stronę Telurii, druga w stronę Kalibanii. W powietrzu błękitna stal ich kolczug tak się zlewała z otoczeniem, że byli wprost niewidzialni; wydawali się niby chmurą błękitną, zwłaszcza, że sunęli po niebie bez najmniejszego szmeru.

Co się mnie tyczy, to z jednym obywatelem Republiki Słonecznej siadłem do samochodu i w najwyższym pędzie pojechaliśmy w stronę Telurii.

Byłem tam po sześciu godzinach jazdy. Wzmacniałem się po drodze winem diamentowem tak, że gdyśmy stanęli na miejscu, najmniejszego nie czułem zmęczenia.

Stałem nad samą granicą Telurii i mogłem się przyjrzeć temu krajowi, wcale różnemu od naszej Cittá del Sole.

Muszę zaznaczyć, że dwustu pięćdziesięciu naszych żołnierzy spotykałem w tym miejscu: czekali na dalsze rozkazy. Połowa dostateczną była do prowadzenia wojny.

Ponieważ, jak to wiemy, nasi republikanie byli obdarzeni siłą telepatyczną, byli zatem nieustannie uświadamiani o ruchu armii i jej sukcesach.

Nadgraniczna forteca Łob-kam-por została zburzona; armia naczelnego wodza Telurów leżała uśpiona (10 000 ludzi) i bezwładna.

Aliskanda – nasz główny dowódca – zajął dość obszerny pas kraju. Telurowie musieli się cofnąć.

Nazajutrz druga część armii ruszyła naprzód na terytorium obce, któreśmy okupowali. Przywykli do posłuchu Telurowie, skoro tylko zobaczyli obce wojsko, bez oporu przyjęli naszą okupację.

Telurowie są rasy oliwkowo-żółtej, są bardzo inteligentni, pracowici i przemyślni. Są przy tym czyści i gospodarni.

Na koniec, co najważniejsze, są znakomicie karni i zorganizowani; są posłuszni władzy i wszelkie przepisy dla nich są czymś sakramentalnym i niezaprzeczonym.

Doprowadzili się kilkowiekową dyscypliną do takiego stanu, że działają jak maszyny.

Rząd ich jest rodzajem królestwa absolutnego: władca, mający radę przyboczną złożoną z ludzi doświadczonych, wydaje rozkazy, które są natychmiast słuchane przez cały naród.

Trzeba przyznać tym władcom, że dzięki ustawie zasadniczej postępują logicznie, i choć logika również jest mechaniczną, władzy swej nie nadużywają.

Telury, rzec by można, jest to kraj automatów: monarcha równie automatycznie rządzi, jak obywatele automatycznie żyją, armia zaś automatycznie walczy.

Mają oni wielkie poczucie obowiązku – i praca stała się tak nieodpartą potrzebą ich życia, że pracują nieustannie i bardzo dokładnie i bardzo wiele produkują.

Widziałem tu wielką liczbę warsztatów rozmaitych, targowisk po wsiach i miastach.

Są też koleje żelazne, które tu budowali Anglicy, gdyż prowadzą oni dość ożywiony handel z Telurami.

Domki po wsiach są ładne i czyste; bujne są pola uprawne ryżu, pszenicy, kukurydzy, herbaty, kawy itd.

Wszędzie porządek, czystość, praca, gospodarność, oszczędność – i nuda, nuda! – Nuda przeraźliwa unosi się tu w powietrzu ponad wszystkim… Dusza ludzka tu zamarła.

Armia nasza powolnym i niskim lotem zajmowała kraj, pozostawiając dwóch-trzech ludzi w każdej ważniejszej miejscowości.

Nie był to zbyt ciężki ucisk, gdyż wszędzie pozostawiano rząd, organizowano milicję miejscową – a rekwizycji żadnych nie robiono, ile że naszej armii było to niepotrzebne.

Z przyczyny powolnego teraz ruchu Solarów mogłem za nimi zdążyć bez trudu. Dowiedzieliśmy się, że naczelnik państwa – widząc niepodobieństwo walki przeciw naszym metodom wojennym – gdyż miał już blisko sto tysięcy żołnierzy uśpionych – zaproponował pokój. Dowódca nasz, który dowiedział się telepatycznie, że armia kalibańska częściowo zginęła, częściowo poszła w rozsypkę – chętnie się zgodził na pokój, gdyż wojnę uważaliśmy za malum necessarium37 i drogę do pokoju.

I tu zresztą żadnych warunków okrutnych nie postawiliśmy: ani jeńców nie brano, ani kontrybucji nie wymagano.

Rozeszliśmy się bardzo po gentlemańsku – a władca Telurów doszedł jeszcze raz do wniosku, że nadludzkim żołnierzom republiki Słonecznej sprostać nigdy nie będzie w stanie.

Po trzech dniach wojna była skończona, pokój zawarty – i większość powróciła do Suriawastu.

Ale pięćdziesięciu żołnierzy i ja z nimi w swoim wózku wyruszyliśmy do Kalany. Mieliśmy nakaz zgromadzić wszystkich upiorników znad granicy i przenieść ich w centrum kraju do pewnej doliny śród Gór Zielonych.

Część zbuntowanych wiedziała już o tej wyprawie i rozproszyła się po lasach, a niektórzy wprost emigrowali do Telurii, aby już do nas nigdy nie wracać.

Armia nasza dotarła w rychłym czasie do Kalany, gdzie znaleźliśmy nędzne chałupy, wielkie niechlujstwo i kompletny brak jakiejkolwiek kultury. Niektórzy twierdzą, że nawet u Kalibanów lepszy jest porządek.

Corruptio optimi pessima38: nadludzki typ Słońcogrodzian, spadając ze swej wyżyny, spada niżej najniższego typu.

I tu nasi żołnierze użyli swej misericordii; biorąc uderzenie najsłabsze – zadawali napotkanym Upiornikom kontuzje, które im odbierały możność jakiegokolwiek działania na przeciąg dwóch tygodni.

Tak ubezwładnionych gromadzono na wozy i przewożono do nowego osiedla w dolinie Gór Zielonych.

Dwa dni trwało to polowanie; niejeden zapewne krył się jeszcze w lasach; owóż co do tych nakazano obywatelom miejscowym, aby ich w ten sam sposób w razie spotkania ustrzelić i przewieźć.

Istniał zamiar urządzenia ich w formie kolonii karnej i domu poprawczego, zorganizowanego jak warsztat lub ferma.

VIII

Prawie cały tydzień byłem nieobecny w Suriawastu. Kiedy powróciłem, serdecznie dziękowałem temu panu, co się podjął być moim woźnicą przez cały czas mej podróży.

W mieście był wielki ruch. Samochody krążyły po wszystkich ulicach, a w każdym wiele młodzieży: chłopcy lat 18, dziewczyny lat 15.

Niejednemu z tych dzieci towarzyszyły matki, ale większość przybywała pod opieką mistrzów-nauczycieli ze szkół, które w znacznej części znajdowały się na prowincji.

Nazajutrz miał się odbyć uroczysty obrzęd podniesienia 147 młodych istot ludzkich do stopnia ducha zmaterializowanego.

Nie można powiedzieć, aby wszyscy byli bardzo zadowoleni z tej uroczystości; owszem i śród dzieci, i śród matek było widoczne pewne zatroskanie, niepokój, smutek. Niejedna z kobiet płakała.

Ale większość, owszem, była raczej zaciekawiona i rozradowana. Jak to już wiemy – w wychowaniu szkolnym w naszej republice nader ważną rolę odgrywa sugestia i hipnotyzm, oraz tzw. psychoplastyka.

Od najmłodszych lat dzieci bywają w ten sposób ćwiczone, że bez urażenia woli własnej oraz indywidualności – są jakby pod władzą pewnej siły psychicznej zewnętrznej i mają dusze tak nastawione, że tego momentu „powtórnych narodzin” oczekują jak zbawienia.

Przy tym, widząc od dzieciństwa owe moce nadprzyrodzone, jak przesyłanie myśli na odległość, jasnowidzenie, dalekowidzenie, latanie po powietrzu itd., moce, które są właściwością odcieleśnionych, a które im w stanie obecnym są niedostępne, młodzi ludzie gorąco pragną takież same posiadać zalety, a bez dematerializacji ciała jest to prawie niepodobieństwo.

Toteż ci, spragnieni wyższości, z pieśnią tryumfalną na ustach przejeżdżali ulice, jakby żegnając mury więzienne ciała, z którego mają się wydostać.

Wszyscy kierowali się w stronę świątyni Mądrości, gdyż tam odprawiano uroczystość odrodzin. Koło świątyni był budynek, w którym kandydaci mieli noc przepędzić i ostatnie ćwiczenia mediumiczne przerobić w towarzystwie mistrzów magnetyzerów, do tego celu wyznaczonych.

Są jednostki bardzo oporne na wpływy magnetyzmu i nie wszyscy jednego dnia mogą być zoperowani.

Zazwyczaj przede snem młode media zarząd świątyni raczy skromną ucztą: mleko, owoce, słodycze, wino specjalnie przysposobione stanowią esencję tej uczty, której sens polega na tym, że podatność na magnetyzm staje się większa.

O świcie miała się rozpocząć uroczystość; młodzież podzielono na grupy, przy czym dziewczęta pomieszczono osobno i osobno chłopców. Ponieważ cieszyłem się tu szczególną łaską, jako rzadki cudzoziemiec, pozwolono mi asystować przy akcie dematerializacji mediów.

Świątynia Mądrości, w której miała się odbyć cała ta sprawa – oprócz głównej nawy, zdobnej posągiem Ganesy, boga wiedzy (rodzaj to Hermesa Trismegista) – posiada liczne komnaty podziemne, kolisto zbudowane koło pewnego centrum.

W owej sali centralnej mieści się zbiornik złoto-zielonej wody nirwidialnej oraz rodzaj stosu, na którym goreje bez płomienia purpurowy ogień, przypominający światło elektryczne. Izby podziemne wszystkie mają drzwi prowadzące do tej sali centralnej.

Oczywiście tylko w jednej izbie mogłem być obecny. Panował w niej półmrok błękitny, a pod ścianą stało siedem stołów, jakby szklanych, podobnych nieco do stołów operacyjnych w szpitalach.

 

Siedmiu młodych ludzi 18-letnich wprowadzono do tej izby: byli zupełnie obnażeni, pięknie zbudowani, a choć widoczne było, że to są prawie dzieci, jednakże z ich twarzy można było wyczytać znacznie większe głębie, niż to bywa u naszych dzieci.

Rzecz prosta, że ciągłe obcowanie z istotami uduchowionymi, jakimi są mieszkańcy Suriawastu, podnosi duchowość tej młodzieży na znacznie wyższy stopień.

Dlatego przejście do tego stanu astralnego, w jakim żyje tu starsze pokolenie, bywa przez nich witane ochotnie, jako „drugie narodziny”.

Są oczywiście jednostki oporne, żądz poziomych niewolnicy i skłonniejsi do uciech niższego rodzaju: ci albo z czasem ulegają sile mediumicznej swych magnetyzerów, albo są wysyłani do doliny Gór Zielonych, jako niepoprawni.

W sali, do której zostałem wpuszczony, panował półmrok szafirowy – i przygrywała cicha, łaskocząca i ubezwładniająca muzyka.

Każdy z młodzieńców położył się na szklanym stole – i nad każdym z nich stanął mistrz magnetyzer.

Zdawało mi się, że jestem na zbiorowym seansie mediumicznym.

Ci magnetyzerzy – byli to ludzie fluidyczni, którzy po swym odcieleśnieniu specjalnie oddali się pracy nad tajemniczymi siłami natury.

Przypomniała mi się Miranda – i moja teoria, która twierdzi, że w miarę dematerializacji medium materializuje się zjawa. Z zaciekawieniem też przyglądałem się temu, co miało nastąpić.

Zważywszy, że oczy Solarów mają daleko większą skalę twórczą, niż nasze, łatwo zrozumieć, że ich siła magnetyczna przerasta siłę podobną którego bądź znanego nam w Europie magnetyzera.

Z oczu ich płynął jakiś potężny ogień, który się kondensował w postaci iskry czerwono-złotej. Ta iskra, uderzając w oczy medium, usypiała je momentalnie – i z wolna kandydat zapadał w sen kataleptyczny.

Po niejakim czasie z ciała uśpionych wyłaniała się bezforemna biała masa, która po kwadransie przybierała postać ludzką, a jednocześnie nogi i ręce medium znikały bez śladu; postać widmowa stała chwilę koło szklanego stołu, jakby chcąc powrócić do swej siedziby pierwotnej.

Ale magnetyzer wprowadzał medium w stan hiperkatalepsji – i wtedy kolejno dematerializował się kadłub i cały organizm: najdłużej trwała głowa i serce, które było osłonięte zimnym kompresem.

Tymczasem astral, który się wyłonił z medium, stawał się coraz realniejszy.

Ale był to dla magnetyzera moment największego wysiłku, gdy ciało kandydata znikło zupełnie i gdy na stole operacyjnym nie leżało już nic, a natomiast tuż obok stołu widzialny był zjaw widmowy, o oczach błyszczących, choć zdumionych; o mocno bijącym sercu i wysokiej temperaturze ciała.

Jest to bowiem moment ostateczny, w którym astral pożąda w pierwszej chwili natychmiastowego unicestwienia swej istoty. Zdarza się czasami, że mimo najwyższy wysiłek39 magnetyzera, zjaw nagle znika, a na stole masz z powrotem ciało, które było tu pierwotnie.

W takim razie całą pracę trzeba rozpoczynać na nowo – i wtedy już widmo zniknąć nie może, a nawet, jak zauważono, nie chce już powrócić do swego więzienia.

Wówczas następuje akt drugi.

Zazwyczaj wszyscy kandydaci w liczbie siedmiu w jednym prawie czasie (około trzech godzin) zostają zdematerializowani i siedem widm astralnych, białych, eterycznych postaci ludzkich, nieświadomych ani siebie, ani świata, w który wchodzą – stoi w izbie magnetycznej: pozbawione są własnej woli i zdolności do działania. Ale mistrze czuwają: każdy nad swoim kandydatem. Każdy więc swemu widmu daje nakaz: Pójdź!

I otworzywszy drzwi do izby środkowej, prowadzą ich naprzód na ów ogień nirwidialny, w którym ich istota odcieleśniona „wulkanizuje się”, to jest utrwala tak, że choć to ciało jest znacznie subtelniejsze od naszego, to jednak posiada moc istnienia nie mniejszą, niż my posiadamy.

Bądź jak bądź temperatura widma jest tak wysoka, że mu grozi wyparowanie.

Dlatego natychmiastowo z ognia przenoszą je do kąpieli nirwidialnej, lodowatej jak woda przy 4 st. Réaumura40. Ta kąpiel wodna wyrównywa41 braki kąpieli ogniowej, hartuje nowe ciało, i nowy człowiek się narodził.

Można powiedzieć tutaj słowami filozofa, że jest to création propre de l'homme – stworzenie człowieka przez samego siebie.

Nowo zrodzona istota jest przez jakiś czas nieprzytomna i nie rozumie zupełnie ani czym jest, ani gdzie się znajduje.

Raz jeszcze mistrz magnetyzer – zwykle po ośmiu dniach – w lekki sen tę istotę wprowadza i daje jej nakaz przypomnienia sobie wszystkiego, co dotychczas przeżyła i czego się uczyła, oraz zapomnienia tego, co powinno zginąć w niepamięci.

Z tego snu powstaje astral zwulkanizowany, pełny życia i energii, inteligentny i wyższą intuicją obdarzony; nadto zmysły jego są daleko potężniejsze od naszych, gdyż telepatia jest dla niego nie zjawiskiem wyjątkowym, ale stałym prawem.

Przez jakiś czas widma żyją w podziemiach, a później (po dziesięciu dniach) wprowadzone zostają do społeczeństwa. Jak widzimy, cała ta ceremonia ma charakter bierzmowania.

Przede wszystkim ministerium Mądrości oddaje młodzież z powrotem zarządowi Miłości.

Tu odpowiedni wydział, zbadawszy temperamenty, falowanie barw, tonów i aromatów uczuciowych – każdemu z nowo narodzonych mężczyzn wynajduje kochankę, o czym już wspominaliśmy i wysyła ich do ogrodów Radżiwa, gdzie jakiś czas młodzież przemieszkuje.

Są to zresztą dalsze wyniki całej tej ceremonii, i o nich mówić tu więcej nie będę.

Kiedym opuścił komnaty podziemne, przechodząc przez główną salę świątyni, zauważyłem na bocznej ścianie dziwny rysunek, jakby z atlasu anatomicznego wyjęty.

Był to mianowicie kręgosłup z czaszką – i dokoła nich system nerwowy. Część nerwów była namalowana kolorem czerwonym, część zaś niebieskim.

Zapytałem jednego z magnetyzerów, który po swej pracy odpoczywał, co to znaczy?

– Jeżeli patrzysz na naszą budowę zewnętrznie, to zauważysz, że pod względem anatomicznym nie różnimy się wcale od ludzi. Ale głębiej w sprawę wniknąwszy, znajdziesz wielką różnicę, która nam daje kolosalną przewagę nad ludźmi. Człowiek ma podwójny system nerwowy: jeden jest to tzw. system mózgo-rdzeniowy, stanowiący siłę motoryczną życia świadomego, myśli, ruchu, działania oraz tzw. splot słoneczny (plexus solaris), który kieruje życiem roślinnym człowieka, życiem podświadomym i nieświadomym. Owóż jak w mózgu koncentruje się inteligencja człowieka, tak w splocie słonecznym koncentruje się wszystko, co jest instynktem, przeczuciem i wszelkie moce tajemne człowieka. To, co Anglicy nazywają „media” – są to po prostu ludzie, których splot słoneczny jest bardziej rozwinięty, niż u innych. Przy tym ten plexus niejako pragnie wydobyć się z niższej sfery życia instynktowego i przedostać w sferę instynktów wyższych. Ta walka o wyższość występuje w splocie słonecznym już to w formie wielkich namiętności (np. żądz miłosnych), już to w formie talentów artystycznych, już to wreszcie w formie uzdolnień mediumicznych. Owóż ceremonia, którą widziałeś, ma przede wszystkim na celu wyzwolenie splotu słonecznego z jego stanowiska podrzędnego i przysposobienie go do wyższych instynktów. Instynkt niższy – to instynkt czysto zwierzęcy, który długie wieki człowieka nie opuszcza; instynkt wyższy – to intuicja, zmysł natchnień i objawień, wreszcie zmysł telepatyczny. Nie znaczy to bynajmniej, aby system mózgo-rdzeniowy miał zostać poniżony, pozbawiony swoich właściwości: bynajmniej, inteligencja nasza działa równie żywo jak przedtem, a nawet jeszcze żywiej, gdyż ją podsyca siła intuicyjna splotu słonecznego. Również energicznie działają wszystkie zmysły, które są u nas wydoskonalone, oraz wszystkie funkcje z systemem mózgo-rdzeniowym związane. Natomiast wyzwoliliśmy splot słoneczny z niektórych niższych obowiązków, jak np. zarząd kiszek, żołądka, wątroby itd., gdyż zredukowaliśmy konieczność jedzenia do minimum. Mamy za to wiele czasu do rozmyślań o Bogu i nieskończoności, a nadto jesteśmy wolni od tego maszynizmu, w jakim żyją Anglicy. Każdy z nas jest sam sobie aeroplanem; sam sobie jest telefonem i telegrafem; możemy się porozumiewać ze sobą na odległość myślą i słowem; możemy się nawet widzieć na odległość. Stworzyliśmy sobie maszynę maszyn, która nam wszystkie rzeczy załatwia w sposób prosty i akuratny. Jak zaś pracują nasi artyści, to możesz zobaczyć dziś jeszcze, gdyż mój przyjaciel Ardżuna ma zrobić nowy posąg Trójcy, to jest Miłość, Mądrość i Potęgę w jednej postaci, który to posąg ma stanąć przed świątynią Słońca.

– Nie dziw – powiedziałem, choć sam sobie robiłem wyrzut z powodu lichoty mego kalamburu – nie dziw, że mieszkańcy republiki Słonecznej oparli swój rozwój na splocie słonecznym.

Po czym go zapytałem:

– Czyś już odpoczął? Czy moglibyśmy iść do Ardżuny?

Odpowiedział mi z uśmiechem:

– Po takiej operacji bywam zwykle bardzo wyczerpany i muszę kilka dni odpoczywać. Ale napijmy się wina: wzmocnię się trochę i pójdziemy. Ardżuna mieszka tu niedaleko w dzielnicy Koziorożca.

Ruszyliśmy wkrótce w drogę i znaleźliśmy się w pięknym ogrodzie kwiatowym, a w nim stał parterowy miły dom, w którym jedna sala z wielkim oknem stanowiła pracownię. Mój przewodnik szepnął coś po cichu, i na ten szept, który widać wewnątrz usłyszano, drzwi się otwarły i wyszła kobieta w sukni lila: była to Damajanti. Spuściłem oczy, serce mi drżało jakąś beznadziejną słodyczą. Tanto gentil e tant' onesta

Niesłychana głębia była w jej oczach: pozdrowiła mię życzliwie i powitała eterycznym pocałunkiem w czoło, aż mnie przeniknął dreszcz od stóp do głów!

Nie, coś tu się ze mną dzieje na tej wyspie! Czy nie przywrócić Damajanti do stanu człowieka-upiora? Albo może samemu poddać się operacji odcieleśnienia i zostać obywatelem republiki słonecznej?

Byłem przekonany, że Damajanti nie jest względem mnie obojętna. Jej spojrzenie jest zbyt wymowne.

Czyż bogowie nie schodzili do kobiet ludzkich ze swych wyżyn? Małoż to niewiast ziemskich kochał Jowisz albo Kriszna? Czyż Tetyda nie była poślubioną śmiertelnikowi? Kalipso czyż nie kochała Odyseusza?

Czemużby nie miała Damajanti?… Co za obłąkanie!

W milczeniu szliśmy za gospodynią, która nas wprowadziła do pracowni swego małżonka. Był to właśnie Ardżuna.

Pozdrowiliśmy go, a mój przewodnik wyjaśnił mu bliżej cel mojej wizyty. Muszę stwierdzić, że Ardżuna nie był zadowolony z propozycji.

Pospieszyłem mu wyrazić swe uznanie dla jego stanowiska.

Bezwarunkowo artysta woli tworzyć w samotności – i jednocześnie przyszło mi do głowy zapytanie, co ma robić człowiek w kraju, gdzie nieustanna telepatia uniemożliwia ludziom wyodrębnienie swej jaźni i może stać się rzeczą nie do wytrzymania.

Ale to jest bardzo proste: każdy człowiek Słońcogrodzki ze swej duszy, ni to jedwabnik ze swego organizmu, może wydobyć osłonę nieprzebytą i wtedy jest, że tak powiem, jakby zamknięty telefon: nikt go niepokoić nie może. Swoją drogą za wstawieniem Damajanti Ardżuna zgodził się pracować wobec trzecich osób.

Stał przed nim blok marmuru, przesycony eterem nerwidialnym, to jest psychicznie spokrewniony z artystą. Ardżuna miał w ręku rodzaj dłuta i płomiennym okiem w milczeniu przyglądał się marmurowi, jakby go magnetyzował.

Potem w kilku miejscach kolejno z pewną siłą wyjątkową uderzył marmur i naraz jego odłamki zaczęły odrywać się od bloku i padały na ziemię.

I potem same już bez pomocy dłuta odcinały się, pozostawiając tylko to, co miało stanowić posąg.

Jakoż wnet ujrzałem trój-boskie oblicze istoty przedwiecznej, którą zamierzył rzeźbić artysta.

Raz jeszcze żałowałem, że ten styl indyjski, który tu leży odziedziczony we krwi snycerzy – nie jest stylem greckim. Gdyby tu można zaszczepić grecki geniusz plastyczny!

 

O ile jednak kto przywyknie do tego typu bogów, jakich rzeźbi rasa indyjska, to może się nimi zachwycać. W każdym razie jest w nich olbrzymia suma metafizyki, zakutej w marmur.

Można powiedzieć, że tu posąg niejako rzeźbi sam siebie, artysta zaś tylko myśl mu podsuwa.

Posąg właściwie tkwi w tym bloku marmuru, a rzeźbiarz mu dopomaga jedynie do ujawnienia się w bycie.

Ardżuna przerwał robotę i więcej nie mógł czy nie chciał dziś pracować.

Było już zresztą blisko zmroku: purpurą z lekka poszarpana zachodnia strona nieba bladła powoli i ciemniała.

Gwiazdy już było widać na niebie, a z ogrodu płynął upajający zapach kwiatów zwrotnikowych.

Kokkile, tittibhi i różne ptaki rozgłośnym śpiewem ożywiały ogród, po którym fruwały świetliki i inne samoświecące żuki. Od czasu do czasu ulatywał w powietrze złoty bażant albo lirogon.

Poszliśmy do ogrodu i siedliśmy na ławce. Damajanti wzięła lutnię i zaczęła śpiewać cudnym sopranem melodyjne pieśni, które mię przenikały do głębi.

Były to pieśni pełne tęsknoty, których muzyka i słowa rozrzewniły mnie ogromnie.

Czy Damajanti robiła to celowo? Ludzie tutejsi zbyt dobrze przenikają drugich, aby nie wiedziała, co się ze mną dzieje. Ale zapewne i Ardżuna mię przeniknął… W takim razie…

37malum necessarium (łac.) – zło konieczne. [przypis edytorski]
38corruptio optimi pessima (łac.) – zepsucie najlepszego jest najgorsze. [przypis edytorski]
39mimo najwyższy wysiłek – dziś popr.: mimo najwyższego wysiłku. [przypis edytorski]
404 st. Réaumura – 5 st. Celsjusza. [przypis edytorski]
41wyrównywa – dziś popr.: wyrównuje. [przypis edytorski]

Другие книги автора

Купите 3 книги одновременно и выберите четвёртую в подарок!

Чтобы воспользоваться акцией, добавьте нужные книги в корзину. Сделать это можно на странице каждой книги, либо в общем списке:

  1. Нажмите на многоточие
    рядом с книгой
  2. Выберите пункт
    «Добавить в корзину»