По требованию правообладателя эта книга недоступна для скачивания в виде файла.
Однако вы можете читать её в наших мобильных приложениях (даже без подключения к сети интернет) и онлайн на сайте ЛитРес.
— Co chcesz za kamizelkę? — spytałem.
— Jake kamyzelkie?.. — odparł, zdziwiony, myśląc zapewne o swojej własnej.
Ale wnet opamiętał się i szybko podniósł leżącą na ziemi.
— Za te kamyzelkie?.. Pan dobrodziej pyta się o te kamyzelkie?..
A potem, jakby zbudziło się w nim podejrzenie, spytał:
— Co wielmożnego pana po take kamyzelkie?!..
— Ile chcesz za nią?
Żydowi błysnęły żółte białka, a koniec wyciągniętego nosa poczerwieniał jeszcze bardziej.
— Da wielmożny pan... rubelka! — odparł roztaczając mi przed oczyma towar w taki sposób, ażeby okazać wszystkie jego zalety.
— Dam ci pół rubla.
— Pół rubla?.. taky ubjór?.. To nie może być! — mówił handlarz.
— Ani grosza więcej.
— Niech wielmożny pan żartuje zdrów!.. — rzekł klepiąc mnie po ramieniu. — Pan sam wi, co taka rzecz jest warta. To przecie nie jest ubjór na małe dziecko, to jest na dorosłe osoby...
— No, jeżeli nie możesz oddać za pół rubla, to już idź. Ja więcej nie dam.
— Ino niech się pan nie gniewa! — przerwał mięknąc. — Na moje sumienie, za pół rubelka nie mogę, ale — ja zdaję się na pański rozum... Niech pan sam powie: co to jest wart, a ja się zgodzę!.. Ja wolę dołożyć, byle to się stało, co pan chce.
— Kamizelka jest warta pięćdziesiąt groszy, a ja ci daję pół rubla[2].
— Pół rubla?.. Niech będzie już pół rubla!.. — westchnął wpychając mi kamizelkę w ręce. — Niech będzie moja strata, byle ja z gęby nie robił... ten wjatr!..
I wskazał ręką na okno, za którym kłębił się tuman śniegu.
Gdym sięgnął po pieniądze, handlarz, widocznie coś przypomniawszy sobie, wyrwał mi jeszcze raz kamizelkę i począł szybko rewidować jej kieszonki.
— Czegóż ty tam szukasz?
— Możem co zostawił w kieszeni, nie pamiętam! — odparł najnaturalniejszym tonem, a zwracając mi nabytek dodał:
— Niech jaśnie pan dołoży choć z dziesiątkę!..
— No, bywaj zdrów! — rzekłem otwierając drzwi.
— Upadam do nóg!.. Mam jeszcze w domu bardzo porządne futro...
I jeszcze zza progu, wytknąwszy głowę, zapytał:
— A może wielmożny pan każe przynieść serki owczych?..
W parę minut znowu wołał na podwórzu: „Handel! handel!..” — a gdym stanął w oknie, ukłonił mi się z przyjacielskim uśmiechem.
Śnieg zaczął tak mocno padać, że prawie zmierzchło się. Położyłem kamizelkę na stole i począłem marzyć to o pani, która wyszła za bramę nie wiadomo dokąd, to o mieszkaniu stojącym pustką obok mego, to znowu o właścicielu kamizelki, nad którym coraz gęstsza warstwa śniegu narasta...
Jeszcze trzy miesiące temu słyszałem, jak w pogodny dzień wrześniowy rozmawiali ze sobą. W maju pani raz nawet — nuciła jakąś piosenkę, on śmiał się czytając „Kuriera Świątecznego”[3]. A dziś...
Do naszej kamienicy sprowadzili się na początku kwietnia. Wstawali dość rano, pili herbatę z blaszanego samowaru i razem wychodzili do miasta. Ona na lekcje, on do biura.
Był to drobny urzędniczek, który na naczelników wydziałowych patrzył z takim podziwem jak podróżnik na Tatry. Za to musiał dużo pracować po całych dniach. Widywałem nawet go i o północy, przy lampie, zgiętego nad stolikiem.
Żona zwykle siedziała przy nim i szyła. Niekiedy spojrzawszy na niego przerywała swoją robotę i mówiła tonem upominającym:
— No, już dość będzie, połóż się spać.
Эта и ещё 2 книги за 399 ₽
Чтобы воспользоваться акцией, добавьте нужные книги в корзину. Сделать это можно на странице каждой книги, либо в общем списке: