Бесплатно

Kroniki włoskie

Текст
Автор:
iOSAndroidWindows Phone
Куда отправить ссылку на приложение?
Не закрывайте это окно, пока не введёте код в мобильном устройстве
ПовторитьСсылка отправлена
Отметить прочитанной
Шрифт:Меньше АаБольше Аа

– Och, jeśli ta sprawa się nie powiedzie, jeśli rząd odkryje ją znowu, rzucam już wszystko!

Vanina siedziała bez ruchu. Od godziny czuła, że widzi swego kochanka ostatni raz. Te słowa rozświetliły złowrogim blaskiem jej duszę. Powiedziała sobie: „Karbonariusze dostali ode mnie kilka tysięcy cekinów; nikt nie będzie mógł wątpić o moim oddaniu.”

Kiedy Vanina zbudziła się z zadumy, rzekła do Pietra:

– Chcesz spędzić ze mną dwadzieścia cztery godziny w zamku San Nicolo? Dzisiejsze zebranie nie wymaga twej obecności. Jutro rano wybierzemy się w San Nicolo na przechadzkę; to uspokoi twoje nerwy i wróci ci zimną krew, której potrzeba ci w tym ważnym momencie.

Pietro zgodził się.

Vanina rozstała się z nim, aby się przygotować do podróży. Wedle zwyczaju zamknęła na klucz pokoik, w którym go ukryła.

Pobiegła do swej dawnej pokojówki, która opuściwszy służbę wyszła za mąż i otworzyła sklepik w Forli. Przybywszy do tej kobiety nakreśliła śpiesznie na marginesie książki do modlenia, którą znalazła w izdebce, dokładny opis miejsca, gdzie wendita karbonariuszy miała się zebrać tej nocy. Zakończyła denuncjację tymi słowy: „wendita składa się z dziewiętnastu członków; oto ich nazwiska i adresy.” Spisawszy listę bardzo dokładnie, opuściwszy jedynie nazwisko Pietra, powiedziała do tej kobiety, na której oddanie mogła liczyć:

– Zanieś tę książkę do, kardynała-legata, niech przeczyta, co tu jest napisane, i niech ci odda książkę. Oto dla ciebie dziesięć cekinów; jeśli kiedykolwiek legat zdradzi twoje imię, śmierć twoja jest pewna; ale ocalisz mi życie, jeśli pokażesz legatowi kartkę, która skreśliłam.

Wszystko odbyło się cudownie. Strach legata sprawił, że zachował się nie po pańsku. Pozwolił kobiecinie, która żądała posłuchania, zjawić się przed nim w masce, ale pod warunkiem, że ręce będzie miała związane. W ten sposób wprowadzono sklepikarkę przed oblicze dostojnika, który oszańcował się za olbrzymim stołem przykrytym zielonym suknem.

Legat odczytał pismo zawarte w książce do modlenia, trzymając ją daleko od siebie, z obawy subtelnej trucizny. Oddał książkę sklepikarce i nie kazał jej śledzić. W niespełna trzy kwadranse po rozstaniu z kochankiem Vanina, ujrzawszy, że jej dawna pokojówka wraca, pośpieszyła znów do Pietra, sądząc, iż odtąd posiadła go wyłącznie dla siebie. Oznajmiła mu, że w mieście jest niezwykły ruch; widać było patrole karabinierów w ulicach, gdzie nie zjawiały się nigdy.

– Posłuchaj mnie – dodała – jedźmy natychmiast do San Nicolo.

Missirilli zgodził się. Dostali się pieszo do powozu księżniczki, w którym jej duenia, dyskretna i dobrze opłacana powiernica, czekała o pół mili za miastem.

Znalazłszy się w zamku San Nicolo, Vanina, zaniepokojona swoim szalonym krokiem, zdwoiła tkliwość dla kochanka. Ale kiedy mu mówiła o swej miłości, miała uczucie, że gra komedię. Dzień przedtem, kiedy zdradzała, zapomniała o wyrzutach. Tuląc kochanka, powiadała sobie: „Wystarczy, by mu powiedziano jedno słowo, aby mnie znienawidził natychmiast i na zawsze.”

W nocy wszedł nagle do pokoju jeden ze służących Vaniny. Człowiek ten był karbonariuszem bez jej wiedzy: Missirilli miał tedy dla niej tajemnice, nawet co do takich szczegółów. Zadrżała. Człowiek ten przyszedł ostrzec Pietra, że tej nocy otoczono w Forli domy dziewiętnastu karbonariuszy i uwięziono ich, w chwili gdy wracali z wendity. Mimo że ich zaskoczono niespodzianie, dziewięciu uciekło. Dziesięciu zdołali karabinierzy doprowadzić do cytadeli. Wchodząc, jeden z nich rzucił się w głęboką studnię i zabił się.

Vanina słuchała półprzytomna; szczęściem Missirilli nie zauważył tego, byłby wyczytał zbrodnię w jej oczach.

– W tej chwili – dodał służący – załoga Forli obstawiła sznurkiem wszystkie ulice. Żołnierz stoi od żołnierza tak blisko, że mogą z sobą rozmawiać. Mieszkańcom nie wolno przejść z jednej strony ulicy na drugą poza miejscem, gdzie stoi oficer.

Skoro ten człowiek wyszedł, Pietro zadumał się.

– Nic się nie da zrobić w tej chwili – rzekł wreszcie.

Vanina była wpółżywa; drżała pod spojrzeniem kochanka.

– Co się z tobą dzieje? – rzekł.

Po czym zaczął myśleć o czym innym i przestał na nią patrzeć. Około południa ośmieliła się rzec:

– Oto znów jedna wendita odkryta; sądzę, że na jakiś czas dasz temu pokój.

– Najzupelniej – odparł Missirilli z uśmiechem, od którego zadrżała.

Wybrała się z nieodzowną wizytą do proboszcza w San Nicolo, może szpiega jezuitów. Kiedy o szóstej wróciła na obiad, pokoik, w którym ukrywał się jej kochanek, był pusty. Oszalała, jęła go szukać po całym domu; nie było go. Zrozpaczona wróciła do pokoiku, wówczas dopiero spostrzegła list; przeczytała:

Idę oddać się w ręce legata; zwątpiłem o naszej sprawie, niebo jest przeciw nam. Kto nas zdradził? Zapewne nędznik, który się rzucił do studni. Skoro życie moje jest bezpożyteczne dla biednych Włoch, nie chcę, aby moi towarzysze, widząc, że mnie jednego nie uwięziono, mogli sobie wyobrazić, że ich zdradziłem. Żegnaj! Jeśli mnie kochasz, myśl, jak mnie pomścić. Zgub, zdław nikczemnika, który nas zdradził, choćby to był mój ojciec.

Vanina padła na krzesło, współzemdlona i pogrążona w najstraszliwszej męce. Nie mogła wyrzec słowa; oczy jej były suche i płonące.

Padła na kolana:

– Wielki Boże! – krzyknęła – przyjmij mój ślub! Tak, skarzę nikczemnika, który zdradził; ale wprzód trzeba wrócić wolność Pietrowi.

W godzinę potem była w drodze do Rzymu. Od dawna ojciec nalegał, żeby wróciła. W czasie nieobecności Vaniny ułożono jej małżeństwo z księciem Liviem Savelli. Skoro tylko wróciła, ojciec wspomniał jej o tym ze drżeniem. Ku jego wielkiemu zdziwieniu zgodziła się od pierwszego słowa. Tegoż samego wieczora u hrabiny Vitteleschi ojciec przedstawił jej prawie oficjalnie don Livia jako narzeczonego; rozmawiała z nim długo. Był to młodzieniec nader wytwornych manier i mający śliczne włosy; ale mimo że ceniono jego dowcip, uchodził za takiego lekkoducha, że nie był podejrzany w oczach rządu. Vanina pomyślała, że rozkochawszy go w sobie może w nim zyskać powolne narzędzie. Ponieważ był bratankiem monsignora Savelli-Catanzara, gubernatora rzymskiego i ministra policji, przypuszczała, że szpiegi71 nie ośmielą się go śledzić.

Przez kilka dni Vanina obchodziła się z sympatycznym don Liviem bardzo łaskawie; po czym nagle oznajmiła mu, że nigdy za niego nie wyjdzie; nie można go, jej zdaniem, brać na serio.

– Gdybyś nie był dzieckiem – rzekła – zausznicy twego stryja nie mieliby dla ciebie tajemnic. Na przykład, co zamierza rząd uczynić z karbonariuszami ujętymi niedawno w Forli?

W dwa dni później don Livio oświadczył jej, że wszyscy karbonariusze ujęci w Forli umknęli. Spojrzała nań swymi wielkimi czarnymi oczyma z uśmiechem nieopisanej wzgardy i nie raczyła się doń odezwać cały wieczór. Na trzeci dzień don Livio wyznał jej, rumieniąc się, że go oszukano.

– Ale – rzekł – postarałem się o klucz od gabinetu stryja; dowiedziałem się z papierów, które tam znalazłem, że kongregacja (lub komisja), złożona z najwpływowszych kardynałów i prałatów zbiera się w największej tajemnicy i naradza się nad tym, czy należy sądzić tych karbonariuszy w Rawennie, czy w Rzymie. Dziewięciu karbonariuszy ujętych w Forli i ich herszt, niejaki Missirilli, który zrobił to głupstwo, że się sam wydał, znajdują się w tej chwili w zamku San Leo72.

Na to słowo „głupstwo” Vanina uszczypnęła księcia z całych sił.

– Chcę sama – rzekła – widzieć te urzędowe papiery i dostać się z tobą do gabinetu stryja; musiałeś źle przeczytać.

Na te słowa don Livio zadrżał; Vanina żądała rzeczy prawie niemożliwej; ale oryginalność dziewczyny zdwajała jego uczucie. W kilka dni później Vanina w męskim przebraniu, w zgrabnej liberii domu Savelli, mogła spędzić pół godziny, przewracając w najtajniejszych papierach ministra policji. Przebiegł ją dreszcz, kiedy znalazła dzienny raport dotyczący „obwinionego Pietra Missirilli”. Ręce jej drżały, gdy trzymała ten papier. Kiedy czytała to nazwisko, omal nie zemdlała. Wychodząc z pałacu gubernatora, Vanina pozwoliła, aby ją don Livio pocałował.

– Dobrze – rzekła – wywiązałeś się z prób, którym cię pragnę poddać.

Po tym powiedzeniu młody książę podpaliłby Watykan, aby się przypodobać Vaninie. Tego wieczora był bal u ambasadora francuskiego; tańczyła dużo i prawie wyłącznie z narzeczonym. Don Livio był pijany szczęściem, nie trzeba było dać mu ochłonąć.

– Ojciec mój bywa niekiedy dziwny – rzekła pewnego dnia Vanina – wypędził dziś rano dwóch służących i przyszli do mnie ze swymi lamentami. Jeden prosił mnie, aby go umieścić u pańskiego stryja, gubernatora rzymskiego; drugi, który sługiwał w artylerii u Francuzów, chciałby znaleźć miejsce w Zamku św. Anioła.

– Biorę ich obu do swojej służby – rzekł żywo młody książę.

– Czy ja o to pana proszę? – odparła dumnie Vanina. – Powtarzam panu dosłownie prośbę tych biednych ludzi; muszą uzyskać to, czego pragną, a nie co innego.

Rzecz była niesłychanie trudna. Monsignor Catanzara nie brał takich spraw lekko i wpuszczał do domu jedynie ludzi dobrze sobie znanych. Wśród tego życia wypełnionego na pozór ciągłą zabawą Vanina, dręczona wyrzutami, była bardzo nieszczęśliwa. Powolność, z jaką wlokły się wypadki, zabijała ją. Pełnomocnik ojca wystarał się jej o pieniądze. Czy miała opuścić dom ojcowski i udać się do Romanii, aby próbować uwolnić kochanka? Mimo całego szaleństwa tej myśli już miała ją wprowadzić w czyn, kiedy traf ulitował się nad nią.

 

Pewnego dnia don Livio oznajmił jej:

– Dziesięciu karbonariuszy z wendity Missirillego przewiozą do Rzymu, z tym, że mają być po wyroku straceni w Romanii. Wuj mój uzyskał to u papieża dziś wieczór. Tylko my dwoje w całym Rzymie znamy tę tajemnicę. Czyś zadowolona?

– Robi się z ciebie mężczyzna – odparła Vanina – możesz mi ofiarować swój portret.

W wilię dnia, w którym Missirilli miał przybyć do Rzymu, Vanina znalazła jakiś pozór, aby udać się do Citta Castellana. W tym mieście nocują w więzieniu karbonariusze, których się przewozi z Romanii do Rzymu. Ujrzała Pietra rano, kiedy opuszczał więzienie; był skuty, sam na wózku; wydał się jej bardzo blady, ale zgoła nie złamany. Staruszka jakaś rzuciła mu bukiecik fiołków; Missirilli podziękował uśmiechem.

Widok kochanka obudził w Vaninie wszystkie wspomnienia i skrzepił jej zapał. Od dawna obdarzyła zaszczytnym wyróżnieniem księdza Cari, kapelana Zamku św. Anioła, gdzie miał się dostać jej kochanek; wzięła tego zacnego księdza na spowiednika. To nie byle co w Rzymie być spowiednikiem księżniczki, bratanicy gubernatora.

Proces karbonariuszy z Forli nie trwał długo. Aby się zemścić za ich sprowadzenie do Rzymu, któremu nie dało się zapobiec, stronnictwo ultra złożyło z najambitniejszych prałatów komisję, która ich miała sądzić. Przewodniczącym komisji był minister policji.

Prawo na karbonariuszy jest jasne, więźniowie z Forli nie mogli mieć żadnych złudzeń; mimo to bronili swego życia za pomocą wszystkich możliwych wybiegów. Sędziowie nie tylko skazali ich na śmierć, ale wielu z nich głosowało za okrutną kaźnią, ucięciem ręki etc. Ministrowi policji, którego kariera była zapewniona (miejsce to opuszcza się jedynie dla kapelusza kardynalskiego), nie zależało wcale na ucinaniu ręki; zaniósłszy wyrok papieżowi, uzyskał dla wszystkich skazanych złagodzenie kary na kilka lat więzienia. Wyłączony z tej łaski był jedynie Pietro Missirilli. Minister widział w tym młodym człowieku niebezpiecznego fanatyka, był już zresztą skazany na śmierć jako winny zabójstwa wspomnianych dwóch karabinierów. Vanina dowiedziała się o wyroku i o łasce w kilka chwil po powrocie ministra od papieża.

Nazajutrz monsignor Catanzara wrócił do swego pałacu koło północy i nie zastał pokojowca. Zdziwiony, zadzwonił kilkakrotnie; wreszcie zjawił się stary zidiociały sługa; minister, zniecierpliwiony, zdecydował się sam rozebrać. Zamknął drzwi na klucz; było bardzo gorąco: wziął suknie i rzucił je bezładnie na krzesło. Ubranie, rzucone zbyt silnie, przeleciało przez krzesło i potrąciło muślinową firankę przy oknie, pod którą zarysował się kształt człowieka. Minister skoczył żywo ku łóżku i pochwycił pistolety. Kiedy wracał do okna, bardzo młody człowiek, odziany w barwy jego domu, zbliżył się doń z pistoletem w ręku. Na ten widok minister podniósł pistolet; już miał strzelić. Młody człowiek rzekł, śmiejąc się:

– Jak to! Wasza Dostojność nie poznaje Vaniny Vanini?

– Co znaczy ten głupi żart? – odparł minister z gniewem.

– Mówmy rozsądnie – rzekła młoda dziewczyna. – Przede wszystkim pański pistolet nie jest nabity.

Zdumiony minister sprawdził; po czym wydobył sztylet z kieszeni od kamizelki.73

Vanina rzekła z miną czarująco poważną:

– Siadajmy, Wasza Dostojność!

Siadła spokojnie na kanapie.

– Czy jesteś bodaj sama? – spytał minister.

– Najzupełniej sama, przysięgam! – wykrzyknęła Vanina.

Minister sprawdził prawdę tych słów, obszedł pokój i zajrzał wszędzie; po czym usiadł na krześle o trzy kroki od Vaniny.

– Jakiż miałabym w tym interes – rzekła Vanina łagodnie i ze spokojem – aby się porywać na życie człowieka ludzkiego, którego miejsce zająłby prawdopodobnie jakiś osobnik słaby a zagorzały, zdolny zgubić siebie i drugich?

– Czegoż tedy pani sobie życzy? – rzekł minister oschle. – Ta scena jest nie na miejscu i nie powinna się przedłużać.

– To, co mam dodać – odparła Vanina wyniośle, porzucając nagle uprzejmy ton – ważniejsze jest dla pana niż dla mnie. Żądają, aby karbonariusz Missirilli wyszedł cało; jeżeli zginie, pan nie przeżyje go ani o tydzień. Nie mam w tym żadnego interesu; szaleństwo, które pana oburza, zrobiłam najpierw dlatego, aby się zabawić, a po wtóre, aby dopomóc jednej z moich przyjaciółek. Chciałam – dodała Vanina, odzyskując uprzejmy ton – chciałam oddać usługę dowcipnemu człowiekowi, który niebawem będzie moim wujem i który, jak wszystko pozwala się spodziewać, wysoko podniesie losy swej rodziny.

Minister porzucił wyraz niechęci; piękność Vaniny przyśpieszyła zapewne tę nagłą zmianę. Znana jest w Rzymie słabość monsignora Catanzara do ładnych kobiet; Vanina zaś w swoim przebraniu za pokojowca domu Savelli, w obcisłych jedwabnych pończochach, w czerwonej kamizelce, w niebieskim fraczku ze srebrnymi galonami, z pistoletem w dłoni – była czarująca.

– Moja przyszła siostrzenico – rzekł minister prawie ze śmiechem – puszczasz się na wielkie szaleństwo i pewnie nieostatnie.

– Mam nadzieję, że osobistość tak roztropna – odparła Vanina – dochowa mi tajemnicy, zwłaszcza wobec don Livia; aby cię do tego zachęcić, drogi wujaszku, jeśli przyrzekniesz życie protegowanemu mojej przyjaciółki, dam ci całusa.

Tak wiodąc rozmowę w tonie wpółżartobliwym, w jakim damy rzymskie umieją załatwiać najważniejsze sprawy, Vanina zdołała nadać temu spotkaniu, zaczętemu z pistoletem w dłoni, charakter wizyty młodej księżnej Savelli u wuja swego, gubernatora Rzymu.

Niebawem monsignor Catanzara, odtrącając dumnie myśl, aby miał pozwolić coś sobie narzucić postrachem, zaczął tłumaczyć siostrzenicy trudności, z jakimi byłoby połączone ocalenie Pietra. Tak rozmawiając, minister przechadzał się z Vaniną po pokoju; wziął karafkę lemoniady, która stała na kominku, i napełnił kryształową szklankę. W chwili gdy miał ją podnieść do ust, Vanina chwyciła ją i potrzymawszy jakiś czas, upuściła na ogród, niby przez roztargnienie. W chwilę potem minister wyjął czekoladową pastylkę z bombonierki; Vanina odebrała mu ją i rzekła, śmiejąc się:

– Uważaj, wujaszku, u ciebie wszystko jest zatrute; śmierć twoja była już postanowiona. To ja uzyskałam łaskę dla mego przyszłego wuja, aby nie wejść w rodzinę Savelli z próżnymi rękami.

Minister, wielce zdziwiony, podziękował bratanicy i uczynił jej nadzieję ocalenia Pietra.

– Dobiliśmy targu! – wykrzyknęła Vanina. – A oto na dowód nagroda – dodała, ściskając go.

Minister przyjął nagrodę.

– Trzeba ci wiedzieć, droga Vanino – dodał – że ja nie lubię krwi. Zresztą, mimo że w twoich oczach mogę się wydawać stary, jestem jeszcze młody i mogę doczekać epoki, w której wylana dzisiaj krew będzie plamą.

Biła druga, kiedy monsignor Catanzara odprowadził Vaninę do furtki.

Kiedy w dwa dni później minister zjawił się u papieża, dość zakłopotany krokiem, który miał podjąć, Jego Świątobliwość rzekł:

– Przede wszystkim, kochany Catanzara, mam cię prosić o łaskę. Jednego z tych karbonariuszy z Forli skazaliście na śmierć, ta myśl nie daje mi spać; trzeba ocalić tego człowieka.

Minister widząc, że intencje papieża są stanowcze, zaczął wynajdywać trudności, wreszcie napisał dekret motu proprio, który papież wbrew zwyczajowi podpisał.

Vaninie przyszło na myśl, że zdobędzie może ułaskawienie dla swego kochanka, ale że go będą próbowali otruć. Już poprzedniego dnia Missirilli otrzymał od księdza Cari, swego spowiednika, kilka paczek sucharów z ostrzeżeniem, aby nie tykał pokarmów dostarczonych przez zarząd więzienia.

Dowiedziawszy się, że karbonariuszy forleńskich mają przewieźć do zamku San Leo, Vanina spróbowała ujrzeć Pietra po drodze, w Citta Castellana; przybyła do tego miasta na dobę przed więźniami; zastała tam księdza Cari, który ją poprzedził o kilka dni. Uzyskał u dozorcy, że Missirilli będzie mógł wysłuchać mszy świętej o północy w kaplicy więziennej. Posunięto się dalej: jeżeli Missirilli zgodzi się, aby mu związano ręce i nogi łańcuchem, dozorca cofnie się aż do drzwi kaplicy, w ten sposób, aby wciąż widzieć jeńca, za którego jest odpowiedzialny, ale aby nie słyszeć, co będzie mówił.

Dzień, który miał rozstrzygnąć o losie Vaniny, nadszedł wreszcie. Od rana zamknęła się w kaplicy więziennej. Kto zdoła wyrazić myśli miotające nią w ciągu tego długiego dnia? Czy Missirilli kocha ją na tyle, aby przebaczyć? Wydała jego wenditę, ale ocaliła mu życie. Kiedy rozsądek brał górę w tej udręczonej duszy, Vanina miała nadzieję, że Pietro zgodzi się opuścić Włochy wraz z nią; jeśli zgrzeszyła, to z nadmiaru miłości. Wybiła czwarta; Vanina usłyszała z daleka na bruku łoskot kopyt końskich; to byli karabinierzy. Odgłos każdego kroku rozbrzmiewał w jej sercu. Niebawem poznała turkot wózków, na których jechali więźniowie. Zatrzymali się przed więzieniem; ujrzała, jak dwóch karabinierów dźwiga Pietra, który siedział sam na wózku w tak ciężkich kajdanach, że nie mógł się ruszać. „Żyje bodaj! – powiada sobie ze łzami w oczach – nie otruli go jeszcze!” Wieczór był okrutny; wysoko nad ołtarzem płonęła lampka, na której dozorca oszczędzał oliwy, i to było całe oświetlenie tej posępnej kaplicy. Oczy Vaniny błądziły po grobowcach jakichś średniowiecznych magnatów zmarłych w przyległym więzieniu. Posągi ich miały wyraz okrucieństwa.

Wszelkie odgłosy ustały od dawna; Vanina tonęła w czarnych myślach. Nieco po północy usłyszała szelest, lekki, niby lot nietoperza. Chciała podejść i padła wpółzemdlona u balustrady ołtarza. W tej samej chwili dwa widma znalazły się tuż przy niej, nie słyszała, kiedy przybyły. Byli to: dozorca i Missirilli, tak spętany kajdanami, że był niby w powijakach. Dozorca skierował latarkę, którą postawił na balustradzie koło Vaniny, tak aby dobrze widzieć więźnia. Następnie cofnął się aż do drzwi. Zaledwie dozorca się oddalił, Vanina rzuciła się na szyję Pietra. Tuląc go w ramionach, czuła jedynie zimne i ostre żelazo. „Kto go zakuł w te kajdany?” – pomyślała. Nie znajdowała żadnej rozkoszy, ściskając kochanka. Do tego bólu przyłączył się inny, dotkliwszy: sądziła chwilę, że Missirilli świadom jest jej zbrodni, tak powitanie jego było lodowate.

– Droga Vanino – rzekł wreszcie – boleję nad miłością, jaką w tobie zbudziłem; daremnie szukam w sobie zalet, które mogłyby cię nią natchnąć. Wróćmy, wierzaj74, do bardziej chrześcijańskich uczuć, zapomnijmy o złudzeniach, które nas niegdyś odurzyły. Nie mogę być twoim. Nieszczęście, które prześladuje moje zamiary, pochodzi może ze stanu śmiertelnego grzechu, w jakim się wciąż znajduję. Gdyby nawet sądzić rzeczy ludzkim rozsądkiem: czemu nie uwięziono mnie wraz z przyjaciółmi owej nieszczęsnej nocy w Forli? Czemu w godzinie niebezpieczeństwa nie byłem na stanowisku? Czemu moja nieobecność mogła uprawnić najdotkliwsze podejrzenie? Hodowałem w sercu inną miłość niż miłość Włoch.

 

Vanina nie mogła ochłonąć ze zdumienia nad odmianą kochanka. Mimo iż nie wychudł zbytnio, wyglądał na lat trzydzieści. Vanina przypisywała tę zmianę złemu obejściu, jakie cierpiał w więzieniu; rozpłakała się.

– Och! – rzekła – dozorcy tak przyrzekali, że będą dla ciebie względni!

Faktem jest, iż w pobliżu śmierci wszystkie uczucia religijne, dające się pogodzić z gorącym pragnieniem oswobodzenia Włoch, zbudziły się w sercu młodego carbonaro. Stopniowo Vanina spostrzegła, że zdumiewająca odmiana, jaką znalazła w kochanku, jest natury czysto moralnej i bynajmniej nie wynika z fizycznych udręczeń. Boleść jej, która zdawała się jej ostateczna, wzmogła się jeszcze.

Missirilli milczał; Vanina dławiła się od płaczu. Pietro dodał, sam nieco wzruszony:

– Jeżelim kochał coś na ziemi, to ciebie, Vanino, ale dzięki Bogu mam już tylko jeden cel w życiu: umrę w więzieniu lub starając się wrócić wolność Italii.

Znów zapadło milczenie; Vanina na próżno chciała przemówić, nie mogła. Missirilli dodał:

– Obowiązek jest okrutny, droga przyjaciółko; ale gdyby nie było nieco trudu w spełnieniu go, gdzież bohaterstwo? Daj mi słowo, że nie będziesz się starała mnie widzieć.

Wyciągnął rękę, na ile pozwalał na to dość ciasny łańcuch, i podał palce Vaninie.

– Jeśli zechcesz przyjąć radę od tego, który ci był drogi, wyjdź rozsądnie za mąż za dzielnego człowieka, którego ojciec ci przeznacza. Nie czyń mu żadnych niemiłych zwierzeń; ale z drugiej strony, nie staraj się widzieć ze mną; bądźmy odtąd obcy dla siebie. Wyłożyłaś znaczną sumę dla służby ojczyzny; jeśli kiedy uwolni się od swoich tyranów, suma ta będzie ci spłacona w dobrach narodowych.

Vanina była zmiażdżona. Kiedy Pietro do niej mówił, oko jego błysło na chwilę jedynie przy słowie „ojczyzna”.

Wreszcie duma przyszła z pomocą młodej księżniczce. Zaopatrzyła się w diamenty i ostre piłki; nie odpowiadając Pietrowi, podała mu je.

– Przyjmuję z obowiązku – rzekł – powinienem bowiem starać się umknąć; ale nie ujrzę cię nigdy; przysięgam to w obliczu twych nowych dobrodziejstw. Żegnaj, Vanino! Przyrzeknij mi, że nigdy nie będziesz do mnie pisywać, nigdy nie będziesz się starała mnie widzieć; zostaw mnie całego ojczyźnie, umarłem dla ciebie, żegnaj!

– Nie – odparła Vanina, wściekła – chcę, abyś wiedział, co ja zrobiłam przez miłość moją dla ciebie.

Opowiedziała mu wszystkie swoje zabiegi od chwili, gdy Missirilli opuścił zamek San Nicolo, aby się oddać w ręce legata. Skończywszy to opowiadanie, Vanina rzekła:

– To wszystko nic; zrobiłam więcej z miłości ku tobie.

Wówczas wyznała mu swoją zdradę.

– Och, potworze! – wykrzyknął Pietro wściekły, rzucając się na nią i usiłując zatłuc ją kajdanami.

Byłby tego dokonał, gdyby nie dozorca, który przybiegł na pierwsze krzyki. Pochwycił Pietra.

– Masz, potworze, nic nie chcę ci zawdzięczać! – rzekł Missirilli do Vaniny, rzucając jej, na ile łańcuchy mu pozwalały, piłki i diamenty i oddalając się szybko.

Vanina została wpółmartwa. Wróciła do Rzymu; dzienniki donoszą właśnie, że wyszła za księcia don Livia Savelli.

71szpiegi – dziś popr. forma: szpiedzy. [przypis edytorski]
72w zamku San Leo – niedaleko w Romanii. W zamku tym zginął sławny Cagliostro; w okolicy opowiadają, że został uduszony. [przypis autorski]
73Zdumiony minister sprawdził; po czym wydobył sztylet z kieszeni od kamizelki. – prałat rzymski byłby zapewne niezdolny dzielnie dowodzić korpusem armii, jak to się nieraz przydarzyło generałowi dywizji, który był ministrem policji w Paryżu w czasie zamachu Maleta; ale nigdy nie dałby się tak łatwo uwięzić u siebie w domu. Zanadto by się bał drwin swoich kolegów. Rzymianin, który wie, że go nienawidzą, nie rusza się bez broni. Autor nie uważał za potrzebne usprawiedliwiać wielu innych drobnych różnić między sposobami działania i mówienia w Paryżu a w Rzymie. Nie silił się zacierać tych różnić; przeciwnie, sądził, że trzeba je śmiało wydobyć. Rzymianie, których maluje, nie mają być Francuzami [generałowi dywizji, który był ministrem policji – minister policji René de Rovigo był aresztowany przez uczestników spisku zorganizowanego w 1812 r. przeciwko Napoleonowi przez generala Claude Maleta; Red. WL]. [przypis autorski]
74wierzaj – dziś popr. forma: wierz. [przypis edytorski]
Купите 3 книги одновременно и выберите четвёртую в подарок!

Чтобы воспользоваться акцией, добавьте нужные книги в корзину. Сделать это можно на странице каждой книги, либо в общем списке:

  1. Нажмите на многоточие
    рядом с книгой
  2. Выберите пункт
    «Добавить в корзину»