Бесплатно

Przed Świtem

Текст
Из серии: Wampiry, Upadła #1
iOSAndroidWindows Phone
Куда отправить ссылку на приложение?
Не закрывайте это окно, пока не введёте код в мобильном устройстве
ПовторитьСсылка отправлена
Отметить прочитанной
Шрифт:Меньше АаБольше Аа

Szczerze, nic takiego. Żadnych złamań. Proszę błagam znajdź Elijaha.

Odpowiedź Amy nadeszła chwilę potem.

Najwyraźniej coś z tobą nie tak. Gdzie jesteś?

Zirytowana wymianą zdań, Kate odłożyła telefon na łóżko obok siebie. Rozpaczliwie chciała znaleźć Elijaha i spytać, co się dzieje. Była pewna, że wie dobrze.

Wówczas zauważyła zbliżających się do jej łóżka lekarzy. Znaleźli jakiegoś innego, starszego, siwego już kolegę i szli zamaszystym krokiem w jej kierunku. Kiedy ujrzeli ją siedzącą, spostrzegli tubę na ziemi i wenflon na łóżku, stanęli w miejscu.

–To jakiś żart? – powiedział ten nowoprzybyły, białowłosy lekarz.

Pozostali potrząsnęli stanowczo głowami.

– Byłem przy niej od pierwszej chwili, kiedy tylko wynieśli ją z ambulansu. Ratownicy powiedzieli, że wyciągnęła kopyta, ale oddychała, kiedy wyciągnęli ją z karetki.

– Dostała dwie dawki propofolu – dodał drugi lekarz.

– To jak może tak siedzieć? – powiedział białowłosy lekarz.

Kate zaczęła odczuwać coraz większą frustrację z powodu tego, w jaki sposób o niej mówili, i że nie mówili do niej. To ona właśnie przeżyła traumatyczne wydarzenie, a oni traktowali ją jak cyrkowy gabinet osobliwości.

– Cześć – powiedziała, poczuwszy ulgę, że tuba nie wyrządziła nic złego jej gardłu. – Myślę, że czuję się już lepiej. Mogę iść do domu? Nie widzę sensu, by niepotrzebnie martwić moją rodzinę.

Próbowała wstać, ale lekarze usadzili ją z powrotem na łóżku.

– Nie, zaczekaj. Przykro mi, ale nie możesz iść dopóki cię nie zbadamy. Możesz mieć uszkodzony mózg.

– Jestem całkiem pewna, że nie – powiedziała Kate. – Chcecie, żebym powiedziała alfabet od końca lub coś tym rodzaju?

Lekarz z białą czupryną spojrzał osłupiały na pozostałych. W końcu zadał pytanie, które wszyscy mieli na końcu języka:

– Czym ty jesteś?

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Rodzice Kate przyjechali do szpitala dopiero kilka godzin później. Jej tata nie mógł (lub nie chciał) wyjść wcześniej z pracy. Jej mama, mimo, że została jako pierwsza powiadomiona telefonicznie przez szpital, była „zbyt zajęta.” Było już około siódmej wieczorem, kiedy pojawił się ktokolwiek z rodziny. Szpital spróbował nawet dotrzeć do Madison, która w wieku osiemnastu lat była najbliższą jej „osobą dorosłą”, z którą łączyły ją więzi rodzinne. Ale była zbyt zajęta „ważnym” konkursem drużyn cheerleaderek po szkole – najwyraźniej znacznie ważniejszym od życia siostry – i nie przyszła.

W tym czasie odwiedzili ją przeróżni lekarze i pielęgniarki, wszyscy równie skonsternowani. W końcu doszli do przekonania, że robiła sobie z nich jakieś chore żarty, że improwizowała cały ten wypadek, by przyciągnąć do siebie uwagę. Odczucie to podzielili również jej rodzice, kiedy w końcu przyjechali do szpitala.

– Nic złego nie dolega państwa córce – lekarze powiedzieli jej mamie i tacie. – Przynajmniej pod względem fizycznym. Jednak chęć zwrócenia uwagi objawiająca się w działaniu o takiej skali sugeruje jakiś rodzaj zaburzenia psychicznego.

– Zaburzenie psychiczne, twierdzi pan? – powiedziała mama.

– Możemy dać pani skierowanie do terapeuty, jeśli pani na tym zależy.

Mama spojrzała na tatę.

– Nie jestem pewna, czy pokryje to ubezpieczenie.

Kate obserwowała całe zajście ze swego łóżka, czując coraz większą gorycz i frustrację. Jak mogli posądzać ją o to, że wszystko zmyśliła? Przecież dokumentacja sporządzona przez ratowników dowodziła, że połamała wszystkie kości! Nie było to raczej czymś, co można symulować!

Z drugiej strony, rozumiała, że łatwiej było im wszystkim myśleć, że oszalała, niż rozważać alternatywę. Bo jaka tak naprawdę była ta alternatywa? Kate sama nie rozumiała w pełni tego, co się wydarzyło. Ostatnie kilka godzin spędziła, czytając Romea i Julię i rozmyślając o kłach Elijaha, kiedy zbliżyły się do jej szyi. Ale czy wyobraziła sobie to tylko? Czy było to tylko jakiegoś rodzaju urojenie wywołane urazem powypadkowym, nadmierną dawką propofolu, tym, że Elijah był ostatnią osobą, którą widziała tego dnia oraz tym, iż wiedziała, że książka jest w jej plecaku? Ludzie zapadający w śpiączkę bardzo często miewali psychodeliczne doświadczenia. Może to samo przydarzyło się i jej.

Żałowała, że Amy nie wyśledziła dla niej Elijaha tak, jak o to prosiła, tylko wciąż wysyła jej masę denerwujących wiadomości. Gdyby tylko mogła z nim porozmawiać, wówczas może na jej pytania związane z tym, co naprawdę wydarzyło się w chwili wypadku, mogłaby uzyskać odpowiedzi. Był przecież jedynym świadkiem.

Zamiast tego została załadowana na tyły samochodu taty, zgromiona za marnowanie czasu szpitala i przyczynienie się do tego, że zdrożało jego ubezpieczenie zdrowotne, nie wspominając już o odwróceniu uwagi wszystkich od konkursu cheerleaderek, w którym Madison bierze udział.

Naprawdę jesteś aż tak dziecinna? – narzekała mama z przedniego siedzenia samochodu. – Żeby rzucić się pod koła ciężarówki? Masz szczęście, że nie uderzyła w ciebie i nie połamała ci wszystkich kości.

Kate chciała przekonać ją, że naprawdę w nią uderzyła i rzeczywiście połamała jej wszystkie kości, oraz że istnieje dokumentacja medyczna na dowód tego. Ale jaki w tym sens? Skuliła się na tylnim siedzeniu, starając się, by ich słowa po prostu po niej spłynęły.

– Zrobiłaś to, ponieważ powiedziałam, że będziesz musiała odłożyć plany studiowania na później? – dodała mama. – Szczerze, to takie egoistyczne z twojej strony. Proszę cię jedynie o kilka lat, byś pomogła opłacić prywatne zajęcia Madison. Wy, dzieci, jesteście takie niecierpliwe. Wiesz, że twoja babcia rzuciła szkołę w wieku piętnastu lat, by zająć się młodszym rodzeństwem? Nigdy nie rzuciła się z tego powodu pod samochód!

Ględziła tak bezustannie, strofując Kate przez całą drogę do domu. Kate siedziała po prostu i słuchała, będąc zbyt sfrustrowaną, by walczyć o swoje.

– Co pomyślą sobie sąsiedzi! Przecież to brzmi, i to cholernie mocno, jakbyś próbowała popełnić samobójstwo. Nie mogę pozwolić, by myśleli, że wypuściłam na ulicę psychiczne dziecko. Dlaczego dla odmiany nie możesz pomyśleć o innych, zamiast tylko o sobie?

Tata nie mówił zbyt wiele, ale dodał:

– I nie myśl, że kupimy ci nowy rower.

W końcu, Kate zebrała się na odwagę i postawiła się im.

– Jak niby mam teraz dojeżdżać do szkoły?

– Będziesz jeździć z Madison – warknęła mama – ponieważ jest na tyle uprzejma, że zaproponowała ci podwózkę.

Samochód w końcu wjechał na podjazd. Kate wyskoczyła najszybciej jak mogła, i rzuciła się do drzwi.

– Spójrz na nią – cmoknęła z niezadowoleniem mama, idąc do domu. – Jest zdrowa jak ryba. Nie ma nawet jednego zadrapania. Kogo chciała oszukać?

Kate wpadła przez drzwi wejściowe. Madison i Max wyszli z kuchni na korytarz. Max uśmiechnął się i już miał coś powiedzieć kiedy przerwała mu Madison.

– Wróciłaś – powiedziała beznamiętnie. – Dzwonili ze szpitala i według nich miałaś potworny wypadek, czy coś w tym rodzaju. Myślałam, że w końcu będę mogła przechowywać moje ciuchy w twoim pokoju.

Kate nie potrafiła powiedzieć, czy Madison żartowała, lecz czuła, że nie.

– Naprawdę wpadłaś pod samochód? – spytał Max z szeroko otwartymi oczyma.

– Coś w tym stylu – powiedziała Kate, kierując się ku schodom. – Spadłam z roweru na drogę.

Madison przewróciła oczyma.

– Boże, Kate, ale z ciebie niezdara.

– Wiem, dobra? – powiedziała z sarkazmem Kate, wbiegając po schodach.

Trzasnęła drzwiami do swego pokoju i usiadła oparta o nie plecami, dysząc.

Pierwszą rzeczą, którą zrobiła, było rozebranie się; nie mogła znieść tych ciuchów, które miała na sobie. Poprosili mamę, by przywiozła jej rzeczy do przebrania do szpitala i mama wybrała różową spódnicę i pasująca do niej bluzkę – coś w rodzaju ubrania, które Madison zazwyczaj nosi, coś, co według niej powinna nosić Kate zamiast swych niechlujnych jeansów.

Zaczęła badać swe gołe ciało, dotykając skóry, dźgając się w żebra. Po wypadku nie było absolutnie żadnego śladu. Żadnych siniaków, skaleczeń czy blizn. Jakby w ogóle nic się nie wydarzyło. Może rzeczywiście wszystko zmyśliła?

Kiedy jednak podeszła do szafy po czarne jeansy i bluzę z kapturem, minęła po drodze pełnowymiarowe lustro. Widok, który ujrzała przeraził ją. Zamiast własnego odbicia, zobaczyła ciemny, szary zarys. Lustro zaszło całkowicie mgłą. Spróbowała je przetrzeć, lecz mgła nie chciała ustąpić.

Kiedy się poruszyła, uświadomiła sobie, że ciemny, szary kształt był rozmiarów człowieka. Poruszał się razem z nią. Był jej odbiciem.

Serce zaczęło walić jej mocno. Chwyciła jakieś ciuchy i narzuciła na siebie. Dłonie miała mokre od potu. Musiała znaleźć Elijaha. Ale jak? Bez roweru nie było mowy o tym, by pokonała większe odległości w mieście. Nie mogła wziąć taksówki, bo nie miała pieniędzy. A poza tym, nie miała najmniejszego pojęcia, jak go znaleźć.

Podniosła telefon, modląc się o to, by Amy w końcu znalazła sposób na skontaktowanie się z Elijahem. Napisała do niej z milion kolejnych wiadomości, ale żadna z nich nie dotyczyła jego. Ostatnia brzmiała:

Rozmawiałam z Dinah’ą. Wpadnie do ciebie później.

O nie, pomyślała Kate. Ostatnią rzeczą, której teraz pragnęła, była wizyta jej zmartwionych przyjaciółek i odwrócenie jej uwagi od Elijaha.

Jak na zawołanie usłyszała, jak ktoś zapukał do drzwi wejściowych.

– Kate! – zawołała mama z dołu. – To jedna z twoich… przyjaciółek. Przy ostatnim słowie zawiesiła głos z dezaprobatą.

Kate wypadła z pokoju i podbiegła do schodów. Mama obrzuciła jej już nie tak różowy ubiór krótkim spojrzeniem, po czym odwróciła się i odeszła, ukazując stojącą w drzwiach Dinah’ę.

Dinah stała tam wraz ze swoim ogromnym, brodatym collie o imieniu Emerald. Kate znała ją, od kiedy była szczeniakiem i ucieszyła się na jej widok.

 

– Dziewczyno – wrzasnęła Dinah, kiedy zobaczyła swoją psiapsiółkę. – Co się dzieje? Amy powariowała. Powiedziała, że jesteś w szpitalu.

– Nic takiego – powiedziała Kate, zeskakując po schodach. Nie mogła nic na to poradzić, że zależało jej teraz tylko na tym, by Dinah sobie poszła. Miała tyle na głowie. Odchodziła od zmysłów i tylko Elijah mógł ją uspokoić. – Po prostu spadłam z roweru.

Kate dotarła do najniższego stopnia. Ni stąd, ni zowąd, Emerald zaczęła warczeć. Obnażyła kły i wydała z siebie niski, rozgniewany dźwięk.

– Hej – powiedziała Dinah do Emerald, szarpiąc za jej smycz. – Tak nieładnie. Podniosła wzrok na Kate. – Pewnie wystraszył ją twój zapach środków antyseptycznych. Przypomina jej weterynarza. Prawda, ślicznotko?

Lecz Emerald nie przestawała warczeć.

Kate chciałaby przyznać jej rację, ale nie mogła. Emerald bała się jej, gdyż Kate miała być martwa, ponieważ po wypadku stało się coś, co ją przemieniło.

Emerald zaczęła głośno szczekać. Na ulicznych drzewach ptaki, wystraszone jej ujadaniem, zaczęła krakać.

– Niech ktoś uciszy tego psa! – zagrzmiał tata Kate z salonu.

– Lepiej już pójdę – wrzasnęła Dinah, przekrzykując hałas z miną winowajcy, jako, że zdenerwowała tatę Kate. – Przepraszam. Cieszę się jednak, że z tobą wszystko w porządku. Ale zadzwoń do Amy. Szaleje z niepokoju.

Zaczęła odciągać Emerald w tył.

– Zadzwonię – obiecała Kate, rozpaczliwie pragnąc zamknąć za Dinah’ą drzwi, tak bardzo, że niemal na siłę zakończyła jej wizytę. – Do zobaczenia jutro!

Wreszcie Dinah poszła. Kate wbiegła z powrotem po schodach do swego pokoju i wyjrzała przez okno. Dinah odciągała wciąż warczącą Emerald od jej domu, starając się ją jakoś uspokoić. Ptaki nadal trzepotały skrzydłami, latając wokół i głośno skrzecząc.

– Co u diabła się tam dzieje? – usłyszała grzmiący głos taty z dołu.

Nagle coś walnęło w okno. Kate wrzasnęła i odskoczyła w tył. Rozległ się kolejny donośny łomot od uderzenia czegoś o szkło.

– Nietoperze – powiedziała Kate na głos.

Zaciągnęła szczelnie zasłony, blokując dostęp światłu z ulicy i widok nietoperzy, które wciąż rzucały się na jej okno. Przerażona i zdezorientowana, zaczęła cofać się, aż dotarła do łóżka i usiadła, oparłszy się o materac. Jej nieruchomy wzrok utkwił w sylwetkach nietoperzy, które waliły o szybę. Wzdrygała się na odgłos każdego głuchego uderzenia.

Obawiając się choćby poruszyć, naciągnęła na głowę narzutę i zwinęła się w kłębek, próbując zagłuszyć te dźwięki.

*

Musiała zapaść w sen, gdyż następną rzeczą, jaką sobie uświadomiła, był świt za oknem. Odgłos walących o szybę nietoperzy dawno już ustal. Panowała wszechobecna cisza. Przez okno zaczynało sączyć się słoneczne światło.

Wstała z łóżka, wciąż w ubraniu, w które przebrała się poprzedniego wieczoru po powrocie ze szpitala. Tym razem, kiedy spojrzała w lustro, wpatrywało się w nią jej zwykłe odbicie. Może tylko wyobraziła sobie to wszystko. Uderzyła się przecież całkiem mocno w głowę.

Podeszła do komody przy oknie, by przebrać się w coś świeżego. Kiedy tam dotarła, zauważyła, że widok z jej okna w ogóle nie przypominał tego, czego się spodziewała. Zamiast zwyczajnie schludnego sąsiedztwa i widoku oceanu, zobaczyła panoramę miasta. Jakby stała na najwyższym piętrze nowojorskiego apartamentowca.

Z jakiegoś powodu ten nieoczekiwany widok w ogóle nie przeraził jej. Jeśli już, to wydawał się bardziej naturalny, bardziej właściwy dla niej niż zwyczajowy kalifornijski obraz. Był to widok, który miała nadzieję pewnego dnia ujrzeć, kiedy już dostanie się do college’u na Wschodnim Wybrzeżu i ucieknie jak najdalej od swojej rodziny.

Odeszła od okna, wiedziona zaciekawieniem. Kiedy odwróciła się twarzą do pokoju, znalazła się w całkiem innym miejscu. Była w jakimś mieszkaniu w stylu loftu z gołymi ścianami z czerwonej cegły i starymi, drewnianymi deskami na podłodze, startymi od wieloletniego używania. Wielkie okna sięgały od podłogi aż po sufit, kąpiąc przestronny pokój w bladym świetle dnia. Na środku pokoju znajdowała się zniszczona, ciemnoczerwona skórzana kanapa, stojąca tam niczym jakiś rodzaj reliktu z wiekowej rezydencji.

– Halo? – zawołała Kate.

Podeszła na palcach do wielkiego lustra w kącie. Jego rama pokryta była złotem. Nie miała już na sobie bluzy z kapturem, ani czarnych jeansów; zamiast nich stała w długiej czarnej sukni. Była zwężona w talii, przypominała w kształcie klepsydrę. Nosiła białe, koronkowe rękawiczki, które ciągnęły się do łokci. Jej wargi były krwistoczerwone. Był to strój ala-Nicole, ubiór, który Kate z ochotą nosiłaby na sobie, lecz nie miała na tyle pewności siebie.

Coś poruszyło się w jej lustrzanym odbiciu. Podskoczyła i obróciła się na pięcie, stając twarzą w twarz z Elijahem. Jego ciemne włosy były odgarnięte z czoła, ukazując jasne, zielonoszare oczy.

– Udało ci się – powiedział, obejmując ją ręką w pasie.

Odniosła wrażenie, iż jest to najzwyklejsza rzecz na świecie.

– Gdzie jesteśmy? – spytała Kate, wpadając w jego objęcia.

Elijah zaczął ją obracać, trzymając wciąż w ramionach, wykonując piruet w miejscu, w którym stali. Jej głowa spoczęła na jego klatce piersiowej. Obracali się coraz szybciej i szybciej. Pokój wirował wciąż dokoła tak szybko, że kolory zaczęły się zlewać w niewyraźną plamę. Złocona rama, czerwona kanapa, szare niebo zaczęły mieszać się ze sobą. Jakby była na karuzeli w wesołym miasteczku. Naraz zachciało jej się wysiąść.

Nagle obracanie ustało i zaczęli tonąć, zapadać się w drewnianej podłodze. Przewróciło jej się w żołądku od niemiłego uczucia, które ją ogarnęło. Opadali tak szybko, że wiatr ryczał jej w uszach. Przywarła do Elijaha i wrzasnęła. Jednak on nachylił się blisko i ostatnią rzeczą, jaką zauważyła, kiedy krzyknęła, były jego kły zatapiające się w jej szyi.

Kate obudziła się z krzykiem, zlana potem. Serce biło jej mocno.

Przywołała sen, starając się poskładać obrazy w całość. Czy wszystko, co się tam wydarzyło, również było jakimś zwariowanym snem? Może wyobraziła sobie całe te jej siedemnaste urodziny i kiedy zejdzie dziś na śniadanie, znajdzie kartki z życzeniami i czekające już na nią prezenty.

Boże, proszę, pomyślała, spraw, by to wszystko było tylko zwykłym sennym koszmarem.

Chwyciła telefon i zobaczyła nawał wiadomości od zmartwionych przyjaciółek. Przewinęła w górę i znalazła garść fotek selfie, które zrobiła w dzień swoich urodzin. Wyskoczyła z łóżka i podeszła do lustra, by sprawdzić w nim swoje odbicie. Oczywiście, z lustra spoglądał na nią ten sam szarawy, ciemny kształt.

Zatoczyła się w tył, potrząsając głową.

To prawda. Wszystko to prawda.

Nietoperze lecące do jej okna, utrata lustrzanego odbicia. Co to wszystko może znaczyć?

Zaburczało jej w brzuchu. Było to tak głośne, że chwyciła się za żołądek, jakby starała się go uciszyć. Uczucie głodu było przytłaczające.

Narzuciła na siebie fioletową koszulkę i luźne jeansy i wybiegła na korytarz.

– W końcu – powiedziała Madison, zerkając przez niedomknięte drzwi łazienki, w której nakładała sobie właśnie makijaż. – Jeśli mam podwozić cię każdego dnia, lepiej upewnij się, żebym przez ciebie się nie spóźniała.

Jej głos zatrajkotał w czaszce Kate, sprawiając, że dostała bólu głowy. Chwyciła ją obiema dłońmi i zbiegła po schodach na dół.

Kuchnia tonęła w oślepiająco jaskrawym słonecznym świetle. Kate zasłoniła oczy.

Tata siedział pochylony nad talerzem z jajkiem na grzance, wpatrując się w żółtko jakby było czarną dziurą wsysającą go na spotkanie przeznaczenia. Mama stała w kącie i zaparzała świeży dzbanek kawy. Hałas urządzenia był tak głośny, że Kate wzdrygnęła się.

Max siedział już przy stole i przeżuwał jakieś śniadaniowe płatki. Podniósł wzrok i uśmiechnął się promiennie. Kate nie odwzajemniła się. Słyszała każdy chrzęst płatków w jego ustach, jakby to miało miejsce w jej głowie.

Podeszła pospiesznie do lodówki i otworzyła jednym pociągnięciem, szukając czegoś, co mogłoby ugasić jej rozdzierający głód.

– Jogurty są z tyłu – zawołała mama, zgrzytając swym głosem w jej głowie bardziej, niż kiedykolwiek do tej pory.

– Nie chcę jogurtu – powiedziała Kate.

Na samą myśl o jedzeniu jogurtu zrobiło jej się niedobrze. Chciała czegoś innego. Czegoś odmiennego.

Usłyszała westchnienie mamy tak głośno, jakby był to świst parowozu.

– Nie zaczynaj mi tu znowu z anoreksją – jęknęła. – Jeszcze tego mi teraz trzeba. Jeśli mówię, że jesz jogurt na śniadanie, to jesz jogurt na śniadanie. Takie są zasady.

Właśnie wtedy oczy Kate spoczęły na opakowaniu mielonej wołowiny rozmrażającej się na najniższej półce. Pociągnęła mocno nosem, wypełniając go zapachem surowego mięsa. Jego różowa barwa sprawiła, że Kate pociekła ślinka.

Co się z nią dzieje?

Zatrzasnęła drzwi lodówki z mocno bijącym sercem.

– Kate! – krzyknęła mama. – Kazałam ci zjeść ten cholerny jogurt!

Głos mamy był niczym nóż wbijający się jej w głowę. Nie mogła go znieść ani chwili dłużej. Obróciła się w miejscu i ryknęła.

– Nie będę jeść tego twojego głupiego, ohydnego jogurtu! – wrzasnęła wprost w twarz mamie.

Wszyscy znieruchomieli. Łyżka Maxa spadła z brzękiem do miski, dzwoniąc głośno w uszach Kate.

Mama stała oniemiała. Kate nigdy jeszcze się jej nie postawiła. Wyglądało na to, że starsza kobieta nie miała pojęcia, co zrobić w tej sytuacji.

– Robercie – powiedziała, odwołując się do taty Kate. – Pozwolisz jej mówić do mnie w ten sposób?

Kate nie zamierzała tkwić tam dłużej, by się tego dowiedzieć. Wyparowała na korytarz i wypadła przez drzwi wejściowe.

– Hej! – usłyszała z tyłu głos Maxa. – Gdzie idziesz?

Ale nie spojrzała już za siebie.

*

Ruszyła okrężną drogą do szkoły, podążając krętymi, bocznymi uliczkami, z dala od głównych dróg. Nie chciała, by Madison zauważyła ją po drodze i zabrała ze sobą, ani też by dogonił ją tata i zdyscyplinował za pyskowanie mamie. Przez całą drogę burczało jej w brzuchu. Umierała z głodu.

Każdy dźwięk był dla niej za głośny, a słońce świeciło o wiele za jasno. Musiała wiecznie zakrywać oczy.

Kiedy tylko mijała jakieś drzewo z ptasimi gniazdami, wszystkie zaczynały głośno krakać. Oczami wyobraźni widziała, jak wchodzi na te drzewa i odgryza im głowy. Przerażały ją własne, tak brutalne myśli.

Czytała kiedyś o ludziach z urazami mózgu, którzy po przebudzeniu potrafili mówić jedynie po francusku, lub zagrać każdy utwór Mozarta na fortepianie. Może coś podobnego spotkało i ją; uderzenie w głowę wyczuliło nadmiernie jej słuch. Ale nawet kiedy to rozważała, wiedziała, że nie wszystko da się w ten sposób wyjaśnić. Superszybki powrót do zdrowia, przerażone zwierzęta, oślepiająco jaskrawe słoneczne światło, brak własnego odbicia w lustrze… wiedziała, co to wszystko razem oznacza, ale nie potrafiła w to uwierzyć. Musiała spotkać się z Elijahem, zobaczyć, czy może jej pomóc zrozumieć to, co się z nią dzieje.

Spodziewała się, że spóźni się do szkoły, ale kiedy dotarła na miejsce, nawet nie było jeszcze dzwonka.

– Kate! – usłyszała krzyk swoich przyjaciółek.

Spięła się. Nie mogła nic na to poradzić, ale nie chciała spotkać żadnej z nich. Nie miała na to czasu.

Podbiegły i objęły ją w niedźwiedzim uścisku.

– Przegapiłam całe zajście – powiedziała Nicole. Końcówki jej włosów były dziś krwistoczerwone. – Dinah i Amy wprowadziły mnie w szczegóły. Ziom, wszystko w porządku?

– Jasne – wymamrotała Kate, otrząsając się z ich objęć.

– Na pewno? – zapytała Dinah. – Wyglądasz nieco dziwnie.

– Też byś dziwnie wyglądała, jakby wjechał w ciebie kamper – warknęła Kate. Dinah podniosła ręce na znak rozejmu.

Amy wyglądała na zaniepokojoną.

– Nie odpowiedziałaś na moje wiadomości – powiedziała.– Dowiedziałam się jedynie od Maxa, że wypisują cię ze szpitala, kiedy zadzwoniłam na twój domowy numer.

– Miałam mnóstwo rzeczy na głowie – odparła lapidarnie Kate. Prawie nie zwracała uwagi na przyjaciółki. Jej oczy błądziły dokoła, wędrowały od twarzy do twarzy w poszukiwaniu Elijaha.

Dziewczyny wyczuły, że Kate potrzebuje trochę swobody.

– Lepiej pójdę już do klasy – powiedziała Nicole.

– Idę z tobą – odparła Dinah.

Wycofały się.

– Do zobaczenia na lunchu, dobra? – Amy stwierdziła, kiedy ruszyła w ślad za pozostałymi.

Ale Kate nie odpowiedziała. Była zbyt zajęta odróżnianiem atakujących ją doznań. Miała wrażenie, że słyszy każdą osobę na szkolnym parkingu, ich rozmowy, odgłosy ich kroków, śmiechu. Aż się wzdrygnęła. Słońce świeciło zbyt jaskrawo, by mogła na czymkolwiek się skupić. I było tak gorąco, że miała wrażenie, iż jej skóra płonie.

 

Gdzieś nad głową jakaś wrona zaczęła głośno krakać. Dźwięk sprawił Kate ogromny ból i zatkała dłońmi uszy. Do wrony dołączyła kolejna, i jeszcze jedna, aż wkrótce nad jej głową unosiło się ich całe mnóstwo.

Ludzie zaczęli krzyczeć, wystraszeni nagłym pojawieniem się stada ptaków. Wszyscy obserwowali z otwartymi ustami, podczas gdy Kate zasłaniała uszy dłońmi. Stado opadło na nią, nurkując wokół niej tak szybko, że jej ubranie i włosy zaczęły również fruwać dokoła.

Wydawało się, że kierują się wprost na nią, rzucają z nieba w jej kierunku, po czym odlatują z powrotem pod niebo.

A potem znikły, ulatując hen wysoko na niebo. Ich krzyki i łopotanie skrzydeł powoli cichło, a wokół Kate opadały czarne pióra. Wszyscy gapili się na nią.

Zauważyła samochód Madison parkujący na parkingu. To dopełniło miary. Pospieszyła do środka, nie chcąc natknąć się na nią.

Na korytarzu było ciemniej i chłodniej, i Kate poczuła ulgę. Przynajmniej tutaj ptaki nie mogły jej zaatakować. Lecz jej umysł wciąż przenikała nieustanna paplanina.

Kiedy ruszyła korytarzem, uświadomiła sobie, że wszyscy zaczęli mówić przyciszonym głosem. Patrzyli na nią i szeptali coś, zasłaniając usta dłońmi. Wiedzieli o tym, co wydarzyło się wczoraj. Plotka o jej wypadku zdążyła już obiec całą szkołę. Wszyscy wiedzieli, że jest jakimś dziwolągiem.

Odniosła wrażenie, że porusza się w zwolnionym tempie. Dostrzegała każde ich gniewne spojrzenie, każde zmarszczone brwi. Słyszała każdą wyszeptana drwinę, każdy chichot, każdą upokarzającą uwagę.

– Słyszałam, że próbowała się zabić, bo mama nie dała jej na urodziny samochodu.

– Słyszałam, że wymyśliła wypadek tylko po to, by odwrócić uwagę wszystkich od konkursu cheerleaderek, w którym występuje jej siostra.

Zaczęła w niej wzbierać wściekłość. Nikt nic o niej nie wiedział. Osądzali ją na podstawie plotek i pogłosek. Jej złość niemal się z niej wylewała. Musiała uwolnić się od nich.

Zaczęła biec, rozpaczliwie pragnąc im uciec. W uszach rozbrzmiewał głośno jej własny oddech. Słyszała coraz szybsze bicie swego serca i odgłos każdego kroku odbijającego się od wyłożonej płytami podłogi.

Wpadła do łazienki, torując sobie drogę wśród dziewcząt poprawiających makijaż przy lustrze.

– Ej, przepraszam bardzo – powiedziała jedna z dziewcząt, wymachując tuszem do rzęs z oburzeniem.

Kate zignorowała ją i weszła do jednej z kabin, zamykając porządnie za sobą drzwi. W brzuchu burczało jej jeszcze głośniej. Była tak głodna, że aż z tego powodu cierpiała. Ale nie było to jedyne niemiłe odczucie, które ją gnębiło. Ciarki przebiegały jej po całej skórze, jakby nabawiła się oparzeń od słońca. Przepełniał ją coraz większy niepokój, jakby za chwilę miała dostać ataku paniki.

Poczekała chwilę, aż uspokoi się jej oddech. W szkolnych korytarzach zapadała cisza, kiedy wszyscy uczniowie wchodzili do klas. Już niedługo mogła rozpocząć poszukiwania Elijaha.

Nasłuchiwała dzwonka, po czym poczekała, aż usłyszy, jak dziewczyny opuszczają łazienkę. Kiedy już wszystko ucichło, odciągnęła rygiel i wyszła z kabiny.

Bez dziewcząt tłoczących się przy lustrze zdołała ujrzeć swe dziwaczne, mętne, chmuro-podobne odbicie.

– Czym jesteś? – krzyknęła w kierunku plamy. – Czym ty jesteś?

Walnęła pięścią w lustro. Natychmiast rozbiło się na małe kawałeczki, które posypały się kaskadowo wokół niej.

Zobaczyła krew na swej dłoni. Rozcięła ją sobie o lustro. Krew wyglądała pięknie. Na jej widok pociekła jej ślinka.

Oderwała od niej wzrok. Serce dudniło jej jak oszalałe.

Muszę znaleźć Elijaha, pomyślała.

Wyszła na korytarz. Był pusty. Wszyscy byli już w klasach. Ruszyła korytarzem.

– Hej – krzyknął ktoś.

Wzdrygnęła się. W jej kierunku zmierzała szkolna dyżurna.

– Gdzie twoja przepustka? – zażądała dziewczyna.

– Nie mam – powiedziała Kate. – Spóźniłam się tylko. Zapomniałam, gdzie mam dzisiaj zajęcia.

– No to cię odprowadzę – powiedziała dziewczyna. – Upewnij się, że następnym razem niechcący znów nie zapomnisz.

Kate nie miała wyboru. Westchnąwszy z frustracji, ruszyła wraz z dyżurną, która zaprowadziła ją na lekcję historii.

Kiedy weszła do sali, wszyscy przestali zajmować się tym, co akurat robili, i podnieśli wzrok.

– Myślałem, że jest martwa – wyszeptał ktoś na tyłach klasy.

Nikt inny tego nie słyszał. Lecz Kate usłyszała.

– Panna Roswell – powiedział nauczyciel, prostując się. – Jak uprzejmie z twojej strony, że do nas dołączyłaś.

Jego sarkazm tylko rozsierdził Kate jeszcze bardziej. Już w tej chwili odczuwała mordercze rozdrażnienie; ostatnią rzeczą, jakiej było jej teraz potrzeba, to sarkastyczni nauczyciele i szepczący uczniowie.

– Zajmij proszę miejsce.

Dyżurna szkolna wyglądała na zadowoloną z faktu, iż odstawiła Kate na zajęcia. Kate rzuciła jej gniewne spojrzenie, po czym ruszyła, unikając spojrzeń wszystkich w drodze na miejsce.

Jedyne wolne miejsce znajdowało się przy oknie. Zauważyła snop światła rozlewającego się na blacie stołu. Kiedy usiadła, poczuła, że siedzenie było rozgrzane. Poczuła, że się poci. Dało o sobie znać to samo poczucie paniki, które owładnęło ją w łazience. Miała wrażenie, że słońce pali jej skórę.

Podskoczyła.

– Mogę do łazienki?

Nauczyciel odwrócił się i zmarszczył brwi. Reszta klasy natychmiast pogrążyła się w szeptach.

– Dopiero co tu weszłaś – powiedział nauczyciel.

– Jestem chora – odparła Kate, uświadamiając sobie, że to musi być prawda. Z jakiego innego powodu byłaby tak rozpalona? – Proszę. Sądzę, że mogę być chora.

– Wyglądasz nieco blado – odpowiedział nauczyciel, zauważywszy pot zraszający jej czoło.

Napisał jej zwolnienie i pozwolił opuścić klasę.

Kate ściskała kartkę, przemierzając korytarze chwiejnym krokiem, i wciskała ją ze złością każdemu dyżurnemu, którego mijała. Kręciło jej się w głowie. Ledwie utrzymywała się w pozycji pionowej.

Zaglądała przez okno w drzwiach każdej klasy, starając się rozpaczliwie znaleźć Elijaha. Ale nie miało to sensu. W szkole było zbyt wiele klas. Mógł być w którejkolwiek z nich.

Musiała wykazać nieco więcej sprytu, by go wyśledzić. Postanowiła, że najlepiej będzie dowiedzieć się, jaki jest jego adres. Wówczas, po szkole, będzie mogła pójść do jego domu i zażądać odpowiedzi na wszystkie pytania, które cisnęły się jej do głowy.

Skierowała się w stronę szkolnego sekretariatu. Wiedziała, że nie może ot tak wejść i poprosić o adres Elijaha. Nigdy jej go nie wydadzą. Będzie musiała odwrócić jakoś ich uwagę.

Widziała wystarczająco dużo filmów o licealistach, by wiedzieć, że istnieje jeden bezpieczny sposób na pozbycie się każdego z drogi. Było nim uruchomienie alarmu przeciwpożarowego.

Kiedyś przypominała zanadto wzór cnót, by choć rozważać ten czyn. Teraz, uświadomiła sobie, że ciągnie jaskrawo czerwoną rączkę, zanim zdążyła pomyśleć o tym dwa razy.

Rozległ się przenikliwy dźwięk. Kate skuliła się, kiedy wyczulony słuch dał się jej we znaki.

Zobaczyła, jak pracownicy sekretariatu wybiegli na zewnątrz, wraz z dyrektorem, który mówiąc – To nie są zaplanowane ćwiczenia – włożył żółtą, odblaskową kamizelkę szkolnej straży pożarnej.

Kiedy już wszyscy wyszli, Kate wpadła do biura. Na szczęście, sekretarka nie zdążyła się wylogować. Usiadła i powiększyła okno bazy danych ściągnięte do paska zadań.

Wpisała imię i nazwisko Elijaha, i znieruchomiała.

Nie mogła w to uwierzyć.

Adres wskazywał miejsce wewnątrz parku narodowego.

Z walącym sercem nagryzmoliła adres na kartce papieru i wybiegła z pomieszczenia z postanowieniem odnalezienia Elijaha bez względu na cenę.

Купите 3 книги одновременно и выберите четвёртую в подарок!

Чтобы воспользоваться акцией, добавьте нужные книги в корзину. Сделать это можно на странице каждой книги, либо в общем списке:

  1. Нажмите на многоточие
    рядом с книгой
  2. Выберите пункт
    «Добавить в корзину»